Piętnaście lat temu szczątki komety Shoemaker-Levy 9 rozbiły się o powierzchnię największej planety Układu Słonecznego. Przed kilkoma dniami jej los podzielił kolejny obiekt.

W dniach 16-22 lipca 1994 kometa Shoemaker-Levy 9, a dokładnie – 21 fragmentów, na które została rozerwana przez pole grawitacyjne Jowisza – w spektakularny sposób zakończyła swoje istnienie. Kolejne odłamki skał i lodu płonęły w atmosferze gazowego olbrzyma, co relacjonowały stacje telewizyjne na całym świecie. Piętnaście lat później, 19 lipca, liczni astroamatorzy zarejestrowali kolejne, choć nie tak nagłośnione zdarzenie tego rodzaju.

Czarny ślad, który pojawił się w okolicy bieguna południowego planety, nie przypominał typowych dla Jowisza burz, takich jak najsłynniejsza Wielka Czerwona Plama. Obserwacje jego ruchu, idealnie zgodnego z przemieszczaniem się innych formacji w atmosferze planety, pozwoliły stwierdzić, że nie jest to przechodzący przed tarczą księżyc lub jego cień. Ostatecznie obserwacje w podczerwieni przeprowadzone przez NASA wyodrębniły takie detale, jak pionowe wiry gazu i podgrzanie górnej troposfery. Podobnie jak w przypadku zderzenia komety Shoemaker-Levy 9, odnotowane zostały również wyrzuty amoniaku.

Analogiczne wnioski płyną ze zdjęć wykonanych przez teleskop Keck II. Wydaje się, że jedyną niewiadomą jest tożsamość samego „pocisku”, który trafił w Jowisza.

Autor

Paweł Laskoś-Grabowski