Ta informacja nie jest żartem.

Prawdopodobieństwo uderzenia w Ziemię odkrytej 52 lata temu asteroidy wynosi 1:300. Katastrofa ma się wydarzyć 16 marca 2880 roku. Jest to jak na razie jedyny przypadek tego typu katastrofy o tak wysokich szansach zdarzenia. Naukowcy jednak się nie obawiają. Według nich pomalowanie części powierzchni asteroidy w odpowiednio dobrany kolor powinno uchronić cywilizację ludzką od zagłady…

Na pierwszy rzut oka takie podejście do tej mrożącej krew w żyłach sytuacji może wydawać się bulwersujące lub przynajmniej śmieszne. Nic bardziej mylnego. Powiedziałby nam to rosyjski inżynier I.O. Jarkowski, który 100 lat temu przewidział, że promieniowanie Słońca jest w stanie „przepychać” nawet duże asteroidy.

Efekt Jarkowskiego opiera się na fakcie, mówiącym, że fotony posiadają pęd, mimo, że są bezmasowe. Gdy asteroida w swej drodze wokół Słońca jest bardziej nagrzewana od strony dziennej niż nocnej. Strona nagrzana wówczas oddaję zgromadzone ciepło emitując fotony. Zgodnie z trzecią zasadą dynamiki wysłane fotony nadają asteroidzie pęd równy co do wielkości, jednak o przeciwnym zwrocie. Oczywiście w niewielkich przedziałach czasu, ze względu na dużą masę asteroidy, taki wpływ jest niezauważalny, jednak jeśli mamy do dyspozycji ponad 850 lat (jak w omawianym przypadku asteroidy 1950 DA) te niewielkie „poszturchiwania” wywołane przez emitowane fotony mogą znacząco wpłynąć na orbitę ciała niebieskiego.

Pomysł naukowców polega na wzmocnieniu efektu Jarkowskiego poprzez zwiększenie przewodnictwa cieplnego powierzchni asteroidy. A jak to osiągnąć? Wystarczy ją przemalować aby mogła pochłaniać i emitować więcej fotonów lub aby odbijała światło słoneczne w inny sposób. Te dwie z grubsza równoważne metody nie wymagałyby bardzo kosztownej misji.

Realizacja innych pomysłów odchylenia asteroidy jest bardziej kosztowna. Transport i detonacja ładunków nuklearnych lub termojądrowych albo doczepienie do asteroidy kosmicznego żagla prawdopodobnie nie dałoby lepszych efektów niż najzwyklejsze przemalowanie.

Nie zmienia to jednak faktu, że wszelkie pomysły będą dokładnie przeanalizowane, a wprowadzony w życie ten, który da maksymalne efekty. To, czego naprawdę obawiają się naukowcy, to długoterminowych efektów jakichkolwiek działań. Modelowanie komputerowe może okazać się niewystarczające by zdeterminować, czy np. wzmocniony efekt Jarkowskiego nie przybliży i nie zwiększy prawdopodobieństwa impaktu asteroidy wbrew przewidywaniom.

Jon Giorgini (z Jet Propulsion Laboratory, NASA) jest naukowcem, który kieruje grupą pomysłodawców wykorzystania efektu Jarkowskiego w celu ratowania Ziemi. Obserwował on 1950 DA, która została zgubiona pod koniec XX wieku i ponownie odnaleziona w 2000 roku.

Rysunek przedstawia względne położenie Ziemi, Słońca i planetoidy 1950 DA 5 kwietnia 2002 roku wraz z zaznaczonymi orbitami heliocentrycznymi.

Tak długie obserwacje pozwoliły astronomom określić bardzo precyzyjnie orbitę asteroidy. Dlatego szansę trafienia należy interpretować inaczej niż większości do tej pory odkrytych obiektów bliskich Ziemi. Niepewność nie wynika z faktu braku danych tylko z czystych niedokładności pomiarowych.

1950 DA ma ponad 1-kilometrową średnicę. Przecina orbitę Ziemi w momencie największego zbliżenia do Słońca. W ciągu następnych 8 stuleci skałą minie w niewielkiej odległości Ziemię 13 razy, zaś do Marsa zbliży się 2 razy.

Giorgini twierdzi, że w ciągu tak długiego czasu wpływ grawitacyjny innych planet, zdarzenia losowej wiele innych czynników niemożliwych do przewidzenia może całkowicie zniwelować zagrożenie dla Błękitnej Planety. Może także stać się zupełnie na odwrót.

Dotychczasowe obserwacje asteroidy zostały przeprowadzone przez radioteleskop Arecibo (w świetle widzialnym asteroida ma obecnie 16,3 magnitudo jasności). Na razie wiadomo bardzo niewiele na temat jej ruchu obrotowego, powierzchni, a nawet kształtu więc jakiekolwiek przewidywania co do efektu Jarkowskiego są obecnie niemożliwe.

Autor

Andrzej Nowojewski