Rok temu próbnik Huygens stworzony przez ESA osiadł na Tytanie, największym księżycu Saturna. Misja ta była wielkim sukcesem i pozwoliła na transmisję obrazów z satelity o krajobrazie obcym, a jednak trochę znajomym. Podczas niemal trzygodzinnego opadania, Huygens zmierzył silne wiatry i pobrał próbki atmosfery zawierającej złożoną materię organiczną. Prawdopodobnie taką samą jaka występowała w atmosferze młodej Ziemi.

Minął już rok odkąd śledzilismy opadanie próbnika Huygens w atmosferze Tytana. Jego opadanie trwało 2 godziny i 28 minut. Po wylądaowaniu na powierzchni księżyca odebraliśmy cenne informacje, które wskazują, że materia organiczna na Tytanie jest podobna do tej, jaka prawdopodobnie występowała na Ziemi 4 mld lat temu i dała początek życiu.

Misja Huygensa to niesamowity sukces uczonych i inżynierów, jedna z najbardziej złożonych misji w historii odkrywania Układu Słonecznego. Z wysokości 25 km próbnik wykonał zdjęcia dostatecznie ostre by zobaczyć, że satelita pod wieloma względami przypomina Ziemię. Szczególnie pod względem meteorologicznym, morfologii powierzchni i aktywności przepływowej, w której jednak biorą udział związki chemiczne inne niż na Ziemi. Na zdjęciach zobaczyliśmy wyraźne ślady erozji, będącej prawdopodobnie wynikiem przepływu metanu.

Huygens umożliwił badania atmosfery i powierzchni księżyca, wliczając w to badanie materii organicznej i aerozoli w atmosferze na wysokości 150 km. Potwierdzono obecność złożonej materii organicznej na Tytanie, bowiem przypuszczano, że podobnie jak miliardy lat temu na Ziemi mogą tam powstawać cząsteczki, które potem dały początek życiu.

Około 260 uczonych i prawie 10000 inżynierów i innych specjalistów z 19 krajów pracowało w międzykulturowym, interdyscyplinarnym zespole, aby osiągnąć ten wspaniały rezultat. Jak mówi Jean-Pierre Lebreton z zespołu naukowego misji Huygens – „wypełnienie misji zabrało dwa dziesięciolecia, popchneliśmy do przodu granice naszych umiejętności – naukowych, technologicznych i organizacyjnych. Uczeni i inżynierowie użyli swych umiejętnosci i inteligencji by pokonać bariery techniczne, polityczne i kosmiczne, i osiągnąć stawiane sobie cele. W końcu odnieśli spektakularny sukces. Pomijając nawet sukces naukowy, misja ta powinna być inspiracją i lekcją tego, jak owocnie ludzie mogą współpracować w różnych dziedzinach„.

Autor

Leszek Błaszczyk

Komentarze

  1. mateusz    

    Lądownik ESA na Europie? — Czy ktoś wie coś więcej o ambitnym projekcie lądowania na europie i przedarcia się przez jego lodową powierzchnię? Słyszałem że esa ma takie zamiary, czy to ma szansę wejść w etap realizacji?

    1. szpieg z krainy deszczowców    

      Chyba prędzej księża na Księżyc, niż Europa na Europę… — Szansa jest zawsze, ale nadzieja jest matką wyrodną :). NASA i ESA dyplomatycznie stwierdzają, że są „na bardzo wstępnym etapie rozmów”. Bo choć panuje powszechna zgoda, że misję trzeba wysłać, to jakoś kiedy pada pytanie o fundusze, entuzjazm gaśnie.

      Pomysł przebicia czy raczej przetopienia się przez lód istnieje od odkrycia oceanu (choć niektórzy dotąd twierdzą, że może tam być jedynie „kasza lodowa”!), ale sama misja (Europa Ocean Explorer) miałaby być dopiero n-tą z serii. Wcześniej miałby tam dotrzeć orbiter i misja typu 'sample return’ (Europa Ice Clipper), w równie subtelnym stylu co Deep Impact, czyli bez lądowania.

      A ESA? No cóż. Agencja może i ma świetnych naukowców, ale sama wiele nie zdziała. Dość przypomnieć sobie sondę Beagle2, która wylądowała na Marsie „nieco zbyt gwałtownie”, a któryś z szefów agencji ze łzami w oczach przyznawał duużo później, że „nie powinniśmy jej w ogóle wysyłać” (fundusze, fundusze, fundusze).

      Najbardziej prawdopodobne jest, że dożyjemy wysłania orbitera (Europa Orbiter / Jupiter Icy Moons Orbiter). JIMO (zaproponowany w ramach szerszego projektu Prometheus) miał mieć na pokładzie uczciwy reaktor jądrowy, nie zwykłą „puszkę z plutonem” jak dotąd, co w przypadku misji do planet zewnętrznych jest wręcz oczywistym rozwiązaniem problemu zasilania… ale prawdopodobnie pomysł ten storpedują dzielni amerykańscy ekolodzy (kocham argument o „skażeniu przestrzeni kosmicznej”!), mający bardzo silne lobby w kongresie.
      Podobny los może spotkać próbnik z hydrobotem, bo za pomocą czego, jak nie energii atomowej, mielibyśmy się przetopić?

      Problem w tym, że „start nie przed 2016 rokiem” może oznaczać, że nawet orbiter zobaczą dopiero nasze wnuki. W budżecie na obecny rok fundusze na projekt Prometheus zmalały ponad czterokrotnie, do 100 mln $, z czego 90 mln ma pokryć koszty anulowanych kontraktów…
      Oto i amerykańska 'Vision for Space Exploration’!

      1. mateusz    

        „Ekolodzy” — Na szczęście przy misji New Horizons nasa nie była podatna na protesty tak zwanych „ekologów”.

  2. easyfly    

    „(…)historii podboju Układu(…)” — Ja bardzo przepraszam, ale cytat z tematu zawsze budzi we mnie „ferment”. Dlaczego wciąż używa się tego stwierdzenia? Jaki podbój? Można to usłyszeć w TV w radiu i w necie… przecież te usilne drobne kroczki nieb mają nic w spólnego zpodbojem… kosmosu. Uświadamiając sobie ogrom naszego układu słonecznego można tylko pokiwać z plitowaniem głową.
    Oby to się zmieniło.

    ________
    easyfly.pl

    1. NitaJerzy    

      Zgadzam się w zupełności — Zwrot „podbój Kosmosu” jest niemerytoryczny i pompatyczny. To faktycznie – mimo tytanicznych wysiłków – tylko drobne kroczki dokonywane nieśmiało i nie dość konsekwentnie jedynie w naszym układzie planetarnym. O którym notabene zbyt mało wiemy i który dla nas nadal jest zbyt rozległy by mówić o jego podbijaniu.

      1. Leszek B.    

        * * * — Też się zgadzam. Jakoś tak napisałem z rozmachu, ale wczoraj zmieniłem. Dzieki za zwrócenie uwagi.

        1. Jędruś    

          A propos Beagle 2 — W razie jakby ktos jeszcze do tego nie dotarł:

          http://www.beagle2.com/index.htm

          Wyglada na to że ESA miała cholernego pecha i precyzyjnie trafiła w mały krater…

Komentarze są zablokowane.