Jedna z najbardziej znanych planet uważanych za podobne do naszej Ziemi i zdolne do utrzymania życia, okazała się tylko złudnym sygnałem. Jej istnienie było już wcześniej kwestionowane, jednak na łamach prestiżowego magazynu Science ostateczne dowody przedstawił Paul Robertson.

Poszukiwanie planet nadających się do zamieszkania przez inteligentne formy życia stało się jednym z najgorętszych tematów współczesnej nauki. Astronomowie przeglądając dane z satelity Kepler oraz analizując światło gwiazd za pomocą zaawansowanych urządzeń naziemnych, prześcigają się w odnajdywaniu obiektów coraz bliższych ideałowi „bliźniaka” – planety o identycznych rozmiarach, masie i temperaturze jak nasza Ziemia. Powstało nawet Laboratorium Mieszkalności Planet (ang. Planetary Habitability Laboratory) na Uniwersytecie Puerto Rico w Arecibo, które na swojej stronie internetowej udostępnia kolorowy katalog takich właśnie obiektów. Jednak od niedawna w miejscu gdzie była tam planeta o nazwie Gliese 581 d, jest już tylko czerwony krzyżyk.

Gliese 581 to czerwona gwiazda trzy razy mniejsza od Słońca, świecąca sto razy słabiej. Jest stosunkowo blisko, w odległości zaledwie 20 lat świetlnych od nas. Analizując jej światło, różni astronomowie wnioskowali, że obiega ją być może nawet sześć planet. Jedna z nich, oznaczona literą d, miałaby krążyć w obrębie optymalnej strefy wokół gwiazdy, gdzie można się spodziewać, że temperatura będzie odpowiednia dla organizmów żywych.

Paul Robertson przypuszczał jednak, że jeśli na samej gwieździe dzieje się coś nietypowego, na przykład są tam duże plamy albo zmiany pola magnetycznego, to takie zjawiska mogłyby sprawiać wrażenie sygnału od krążącej planety. W końcu żadnej z tych planet nie mogliśmy zobaczyć bezpośrednio a jedynie przypuszczamy, że istnieją, analizując przesunięcia „kresek” na wykresie światła gwiazdy czyli tzw. linii widmowych. I rzeczywiście, najbardziej obiecująca planeta Gliese 581 d, okazała się tylko mirażem. Podobnie o wiele mniej atrakcyjna dla życia planeta Gliese 581 g. Została tylko planeta oznaczona literą e, którą miejscowa gwiazda zbyt mocno przygrzewa oraz b i c, które są zbyt masywne żeby pretendować do miana „drugiej Ziemi”.

Astronom wnioskuje, że nasze metody poszukiwania planet są mniej niezawodne, niż nam się wydawało i spodziewa się odwołania kolejnych odkryć, zwłaszcza planet krążących blisko swoich gwiazd. Jak widać daleki kosmos może nas jeszcze nie raz zaskoczyć a niektóre obiekty, pomimo zastosowania naukowych metod, czasem okazują się niewiele bardziej realne niż zmyślone planety w filmach i książkach science fiction, np. planeta Vorash w serialu Stargate albo Giganda z powieści braci Strugackich.

Autor

Michał Baranowski