NASA rozważa całkowitą zmianę podejścia do prowadzonego przez siebie programu lotów wahadłowców. Być może zostanie on oddany w opiekę prywatnej korporacji. Wstępny raport dotyczący tego pomysłu jest aktualnie dyskutowany wewnątrz agencji.

Borykająca się z coraz poważniejszymi problemami finansowymi agencja szuka nowych sposobów oszczędzania. Rosnące koszta, kolejne cięcia budżetowe i niezbyt przychylne raporty dotyczące gospodarności nie wróżą najlepiej.

Program lotów wahadłowców jest jednym z najdroższych programów NASA i odchodzący szef agencji Dan Goldin już od dawna pragnął przekazać część kontroli nad programem sektorowi prywatnemu, co według ekspertów znacznie obniżyłoby koszty.

Pomysł ma wielu przeciwników, jednak w ciągu najbliższych pięciu lat na program lotów wahadłowców zabraknie NASA 1 miliard dolarów, zaś pezydent Bush dał agencji jasno do zrozumienia, że na więcej pieniędzy nie ma co liczyć.

Według dyskutowanego aktualnie planu, program kosztujący 3,1 miliarda dolarów rocznie zostałby przekazany w ręce prywatnej firmy lub organizacji. NASA byłaby klientem nowej jednostki obsługującej i kierującej flotą wahadłowców, prawdopodobnie nie jedynym.

Astronauci, kontrolerzy lotu i ludzie obsługujący stanowiska startowe pracowaliby dla nowej firmy. NASA zatrudniałaby tylko małą grupę osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo programu. Szacuje się, że około 900 osób opuściłoby NASA.

Już teraz za przygotowanie wahadłowców do startu odpowiada utworzona przez Boeinga i Lockheed Martina firma United Space Alliance. Jak twierdzi NASA, dzięki USA od października 1996 roku udało się jej zaoszczędzić 1,2 miliarda dolarów.

Przeciwnicy prywatyzacji floty wahadłowców podkreślają, że stanowią one awaryjny sposób wynoszenia satelitów na orbitę. Porównują pomysł przekazania kontroli nad promami kosmicznymi firmie prywatnej do oddania pod kontrolę prywatnej jednostki wojska i sprzętu, oraz wynajęcia jej celem prowadzenia wojny.

Autor

Marcin Marszałek