John Moore, antropolog z University of Florida sądzi, że w odległych podróżach kosmicznych powinny brać udział całe rodziny. Załogę statku międzyplanetarnego powinni tworzyć: mama, tata, dzieci i krewni.

Co stoi za rodzinnym spojrzeniem na odległe podróże międzyplanetarne? Rodzina to naturalna organizacja, która ma motywację, by przetrwać 200-letnie i dłuższe podróże, których celem byłaby kolonizacja odległych planet. Tak twierdzi John Moore, antropolog z University of Florida, który poprowadził jeden z wykładów wygłoszonych podczas spotknia American Association for the Advancement of Science. Spotkanie miało miejsce 15 lutego 2002 roku.

Mamy większe szanse nie zwariować w kosmosie i zakończyć sukcesem [załogowe] misje [międzyplanetarne] jeśli wyślemy załogi zorganizowane według więzów rodzinnych.” – mówił Moore.

Jasne zasady określające autorytet rodziców i ich władzę nad dziećmi oraz związki z innymi krewnymi powodują, iż rodziny tworzą zespoły, które mogą stawić czoło każdej trudności. Co więcej, rodzinne podróże oferują nagrodę w postaci małżeństw i dzieci.

Kiedykolwiek dokonywano kolonizacji na Ziemi, robili to zawsze ludzie poszukujący lepszego życia. Wszystkie kolonizacje o których wiem jako antropolog, były dokonywane przez rodziny, zwykle młode małżeństwa” – mówił Moore.

Rosyjski kosmonauta określił kiedyś pomysł załogowej misji na Marsa w postaci siedmiu heteroseksualnych dorosłych siedzących ramię w ramię przez dziewięć miesięcy jako „spełnienie wszystkich warunków niezbędnych do morderstwa„.

Determinacja i parametry fizyczne pierwszych astronautów niezbędne do wciśnięcia się w ciasne kapsuły już nie muszą i nie powinny być podstawowym kryterium doboru kandydatów na astronautów. „Dla załogi która będzie kolonizować i reprodukować się przez wiele pokoleń, położna jest tak samo potrzebna jak ekspert od systemu napędowego” – mówił Moore.

Moore sądzi, że podróż międzyplanetarną powinny rozpocząć młode bezdzietne małżeństwa. Pozwoliłoby to przyzwyczaić się załodze do nowego otoczenia zanim jeszcze spadną na nich obowiązki związane z dziećmi.

Niektórzy mogą być przerażeni wizją dzieci rodzących i umierających w kosmosie, które oglądają Ziemię tylko na obrazkach, ale Moore zauważa, że rodzice ciągle podejmują decyzje wpływające na życie dzieci i uważa, że decyzja dotycząca podróży kosmicznej niewiele się różni od decyzji o emigracji do innego państwa.

Moore szacuje, że populacja 150 do 180 osób powinna się utrzymać przez sześć do ośmiu generacji, pozwalając każdemu jej członkowi znaleźć partnera i dać wybór spośród conajmniej 10 osób płci przeciwnej w podobnym (do 3 lat różnicy) wieku. Jednocześnie taka liczba osób nie jest nierealna pod względem umieszczenia na pokładzie statku międzyplanetarnego.

Według Moora grupa powinna cenić podobne wartości i należeć do tej samej grupy kulturowej, naukowiec zwraca też uwagę na problemy moralne. „Jeśli załoga wprowadzi system niewolnictwa, ludzie na Ziemi niewiele będą mogli w tej kwestii zrobić” – zauważa Moore.

Naukowiec rozważał także kwestię powrotu załogi na Ziemię. Moore uważa iż ludzie powracający z rozciągłej w czasie misji powinni pozostawać chwilę dłużej w kosmosie poświęcając czas na naukę wydarzeń, które miały miejsce na Ziemi w czasie nieobecności ich samych i ich przodków.

Autor

Marcin Marszałek

Komentarze

  1. Pawel    

    Da Laj Lama w podróży. — Mam trochę mieszane uczucia po przeczytaniu tego newsa. Z jednej strony jestem za, ale z drugiej troche mnie przerażają możliwości dewiacji takiej załogi (żelazny temat powieści s-f).

    Moim zdaniem jeśli mówimy o statku kosmicznym, którego zadaniem jest transport ludzi i / lub ładunku z planety A na planetę B to konstruowanie wielolpokoleniowego społeczeństwa jako załogi jest wielce niebezpieczne. Takie społeczeństwo jest z góry skazane na nienormalność. Im mniejszy statek i mniejsza liczba ludzi tym większe prawdopodobieństwo wystąpienia jakiejś fiksacji, ktora w skrajnym przypadku może nawet spowodować całkowitą klęskę misji. Jeśli już to taki kosmolot musiałby być gigantycznych rozmiarów. Mam na myśli przynajmniej sporą planetoidę, a najlepiej…. Księżyc, gdzie byłaby szansa zbudowania w miarę normalnych warunków i co za tym idzie w miarę normalnego społeczeństwa. Inaczej, zanim nawet dolecą do celu, będą już dla nas…. OBCYMI.

    Jeśli chodzi o trochę krótsze loty (takie o długości jednego życia ludzkiego) to chciałbym tutaj postawić trochę obrazoburczą tezę. Otóż wg. mnie idealnymi załogami na takie loty są…… zakony. Szokujące?
    Możliwe, że tak, lecz wg. mnie są to instytucje, które najlepiej potrafią przetrwać długie okresu czasu w niezmienionej formie. A przecież o to w tym wszystkim chodzi, aby po dajmy na to 50 latach podróży, stopę na obcej planecie postawił osobnik o ciągle zdrowych zasadach moralnych, kompatybilnych z zasadami społeczeństwa, które go wysłało. Jeśliby udało się nam w jakiś sposób „zeświecczyć” (brrr! co za słowo, chodzi mi o wyeliminowanie elementu religijnego) zakony to mielibyśmy idealne załogi statków międzyplanetarnych. Tylko czy to się tak da??

    Załogi idealne ale raczej marni koloniści, bo w zakony koedukacyjne to nie wierzę.

Komentarze są zablokowane.