Dwaj naukowcy z należącego do NASA Jet Propulsion Laboratory (JPL) skonstruowali niewielką i niezbyt drogą kamerę, za pomocą której będzie można poszukiwać planet spoza Układu Słonecznego. Instrument obsługiwać mógłby nawet astronom amator, tylko do przetwarzania danych komputerowych potrzebna jest większa liczba osób. Pomysł poszukiwań do złudzenia przypomina technikę polskich naukowców skupionych w grupie OGLE.

Wspomnieni naukowcy to dr David Charbonneau z Institute of Technology w Pasadenie w Kalifornii oraz dr John Trauger z JPL. Do budowy instrumentu wykorzystali posiadane już części optyczne oraz istniejący już kod komputerowy. Sama idea działania instrumentu jest prosta. Program powinien zacząć działać już za kilka miesięcy.

Aparat zostanie umieszczony w Obserwatorium Palomar w San Diego County. Główną część instrumentu stanowi standardowa soczewka używana w aparatach 35 milimetrów. Instrument będzie przeczesywać niebo w poszukiwaniu „gorących Jowiszy”, czyli dużych planet gazowych. Astronomowie będą poszukiwać zmian w jasności gwiazdy, w momencie, kiedy przez jej tarczę przesuwa się planeta. Projekt przewidziany jest na trzy lata.

Podobną metodę (także fotometryczną) zastosowali polscy naukowcy skupieni wokół projektu OGLE. Pod przewodnictwem prof. Andrzeja Udalskiego odkryli oni ponad 46 niewielkich obiektów – prawdopodobnie planet (Polska metoda „masowego odkrywania planet”„>pisaliśmy o tym szeroko).

Instrument używa standardowej 300-minimetrowej soczewki z aparatu Leica, oraz kamery CCD (charge-coupled device), kosztującej 22 tysiące dolarów, która zostanie zamontowana z tyłu soczewki. Całość zostanie zamocowana na zwykłym montażu paralaktycznym, dostępnym w każdym sklepie z amatorskim sprzętem astronomicznym. Koszt całego projektu wynosi 100 tysięcy dolarów, co jest ułamkiem kosztów większego teleskopu naziemnego.

W obserwatorium w Palomar na aparat przeznaczona zostanie niewielka kopuła. System będzie zautomatyzowany i zdalnie sterowany. Całość będzie zintegrowana z systemem dostarczającym informacji o pogodzie, który zadecyduje, czy można otworzyć kopułę.

Instrument będzie badać kwadrat o boku 5 stopni (w takim obszarze zmieści się 100 Księżyców w pełni, albo cały gwiazdozbiór). Dzięki wielokrotnemu obserwowaniu tego samego fragmentu nieba, będzie można określić wymiary i czas obiegu planety. Dalsze obserwacje za pomocą 10-metrowego teleskopu Keck na Mauna Kea na Hawajach, dostarczą danych spektroskopowych, a w ten sposób więcej informacji o planetach.

Jeżeli pogoda pozwoli, nowe urządzenie dostarczy 300 zdjęć na noc. Przy 20 nadających się do obserwacji nocach w miesiącu, analizie komputerowej będzie można poddać 6000 zdjęć miesięcznie. Najlepszym okresem do obserwacji będzie jesień i zima, kiedy Droga Mleczna jest najlepiej widoczna.

Szacuje się, że jedna trzecia z gwiazd, które zaobserwujemy, jest tego samego typu co Słońce, a jeden procent z tych gwiazd posiada 'gorące Jowisze’ o okresie obiegu około 4-5 dni” – wylicza Charbonneau. – „Jedna dziesiąta z tych gwiazd będzie zwrócona pod dobrym kątem tak, że planeta przejdzie przed tarczą gwiazdy. Wychodzi więc, że o jednej na 3000 gwiazd będziemy mogli powiedzieć, że posiada planetę. Albo licząc bardziej zachowawczo, jedna na 6000„.

Co prawda szacunki te mogą się zdawać nierealne, jeśli zauważy się, że polska grupa obserwowała 5 000 000 gwiazd i zaobserwowała planety zaledwie wokół 46 (daje to 1 obiekt na ponad 100 000 gwiazd), jednak należy wziąć pod uwagę, że polski projekt trwał zaledwie 32 noce, podczas gdy amerykańscy naukowcy planują trzyletnie obserwacje.

Autor

Anna Marszałek