Od dawna zapowiadana misja załogowa na Czerwoną Planetę spotkała się z kolejną przeszkodą. Amerykańska Agencja Kosmiczna stoi przed bardzo poważnym wyborem: poszukiwać życia na Marsie, czy uchronić ewentualne organizmy marsjańskie przed kontaktem z ludźmi.

NASA zleciła National Research Council (NRC – część Krajowej Akademii Nauk w USA będąca organem doradczym rządu) określenie badań jakie muszą być przeprowadzone przed wysłaniem człowieka na Marsa. NRC sugeruje, że podczas pierwszej załogowej misji marsjańskiej astronauci powinni za wszelką cenę unikać kontaktu z obcymi organizmami na Czerwonej Planecie.

Według środowego raportu NRC organizmy marsjańskie mogą stwarzać zagrożenie dla astronautów i Ziemi, jeśli zostałyby przywiezione. Z tego powodu pierwsze lądowanie na Czerwonym Globie powinno mieć miejsce na obszarze minimalnego ryzyka wcześniej zbadanym przez lądowniki. Na dodatek, aby całkowicie wyeliminować ryzyko sprowadzenia mikroorganizmów lub substancji toksycznych (np. chromu(VI), którego obecność na Marsie jest wielce prawdopodobna) z Marsa, podczas powrotu astronauci powinni przesiąść się na inny statek, zostawiając w opuszczonym pojeździe wszystko co mieli ze sobą.

NRC także zleciła wykonanie następujących badań:

  • przestudiowanie wielkości i twardości skał oraz ich rozkładu w miejscu lądowania
  • zbadanie lepkości pyłu marsjańskiego
  • analizę dawki promieniowania w miejscu lądowania

Autor

Andrzej Nowojewski

Komentarze

  1. Wojtek    

    Co mnie zastanowiło… — Dlaczego taki problem pojawił się dopiero teraz, skoro taka misja jest planowana od dawna (lub przynajmniej jej pomysł był dyskutowany od dobrych paru lat)?
    Pierwsza myśl jaka się nasuwa po przeczytaniu tego artykułu to pytanie czy oni aby nie wiedzą czegoś o czym my nie wiemy?
    Niczego nie sugeruję, to takie luźne spekulacje.

    1. Recneps    

      Hmmmm — Coz, wiadomo od dawna, ze NASA nie spieszy sie na Marsa wiec aby przymknac np. Mars Society robia wokol tego mnostwo bezsensownego szumu i mowia, ze cos robia – tak mi to wyglada, a owszem podczas pisania artykulu powaznie zastanawialem sie, czy nie opuscilem jakkiegos waznego newsa nt. Czerwonej Planety…

  2. Marcin    

    Mydlenie oczu — Robert Zubrin w swojej książce dokładnie wyjaśnił kwestię ewentualnych zagrożeń związanych z pobytem astronautów na powierzchni Marsa. Całe to gadanie o zagrożeniu ze strony marsjańskich form życia to mydlenie ludziom oczu. Nawet jeśli są tam jakieś mikroorganizmy (co w świetle wyników najnowszych badań jest wysoce prawdopodobne), to nie stanowią one dla ludzi najmniejszego zagrożenia.

    1. Michał M.    

      Czy na pewno niegroźne? — Wszyscy jesteśmy zaszczepieni na pewne choroby i one rzeczywiście są niegroźne. Jako tako radzimy sobie z grypą (choć nawet na choroba kończy się czasem śmiertelnie). Są więc w EUROPIE organizmy, które są dla EUROPEJCZYKÓW niegroźne. Jednak wyjeżdzając do egzotycznych krajów -szczepimy się! Tamtejsze paskudztwa mogą nam szkodzić!

      Jeśli na Marsie naprawde byłyby mikroogranizmy (w co wątpię :-), to oczywiście trzeba na nie uważać, nie można ich bagatelizować… tak samo jak nie wolno bagatelizować stworzeń wywołujących cholerę!

      Marsjańskie organizmy (jeśli są) mogą być zbudowne inaczej niż życie na Ziemi (może na przykład DNA nie jest im konieczne). Może to dobrze, będziemy dla nich „obcy” i nic nam nie zrobią… a jeśli się okaże że ich budowa jest akuratnia do uszkadzania naszego DNA.

      Wszystko co mówi się o lataniu na Marsa jest IMHO niewiele warte, to tylko polityka. Kennedy postawił kiedyś cel: „na Księżyc do końca lat 60-tych!”. I USA rzuciły się do realizacji. A teraz wyobrażacie sobie Busha mówiącego „Na Marsa!”? Poparli by go tylko komuniści (bo mieliby nadzieję, że na Czerwonej Planecie da się zbudować czerwoną utopię ;-).

      Moim zdaniem w kiernuku wysłania ludzi na Marsa nie robi się teraz nic… a szkoda 🙁

      1. Marcin    

        Polemika — Niestety panie Michale, ale ma pan wyraźne braki w tak fundamentalnej dziedzinie wiedzy jaką jest biologia. Czy zdaje pan sobie sprawę jak olbrzymie znaczenie dla przetrwania żywego organizmu ma środowisko w którym wyewoluował. Proszę teraz porównać sobie warunki ziemskie z tymi, jakie panują na Marsie. Ogromne różnice ciśnienia, temperatury i składu atmosfery. Organizmy, które zdołałyby wyewoluować i przeżyć w warunkach marsjańskich w żadnym wypadku nie zdołałyby przeżyć w tak skrajnych dla nich warunkach jakie panują na Ziemii. To samo dotyczy organizmów „ziemskich”. Proszę wskazać mi jakiś jednokomórkowy organizm żyjący na Ziemii, który zdołałby przetrwać na powierzchni Marsa. Po prostu, różnice obu środowisk są zbyt duże.

        1. Michal M.    

          Przyznaję – mam braki 🙁 — Nie wierzę, że na Marsie jest w stanie przetrwać jakis ziemski organizm
          (w cos odrwotnego tez raczej nie wierze).

          Ale to nie znaczy ze Mars nie ma swoich organizmow! Przeciez
          na Ziemi sa tez rozne srodowiska. Niedzwiedz polarny zyje w mrozie,
          lwy lubia upaly. Nie mozna zamienic im srodowisk. Ale ten przyklad
          pokazuje, ze zycie moze istniec w niesprzyjajacych dla innych
          form warunkach.

          Proste organizmy moga przyjac forme przetrwalnikow i czekac
          w takim stanie az znajda sie w sprzyajacym srodowisku!

          Byc moze mozliwe jest istnienie organizmu mogacego przetrwac
          na Marsie. Ale zgadzam sie – musialby to byc organizm, ktory
          powstal na Marsie, nie na Ziemi. I wolalbym zeby to cos nie
          znalazlo sie w moim organizmie, mimo ze szanse jego
          przetrwania z ukladzie pokarmowym na przyklad,
          bylyby znikome.

          (mialem z biologii czworke; w ostatniej klasie polozylem
          klasowke z genetyki; do tej pory mi zal 🙁

          pozdrawiam

  3. torcik    

    co do mikroorganizmów na marsie to mam inne zdanie 🙂 — Moim zdaniem znowu spotykamy sie z ignorancją co do możliwości przetrwania mikroorganizmów a nawet „pewną niewiedze”:(,
    Do niedawna faktycznie „wszyscy” byli przekonani ze w takich a takich ekstremalnych warunkach wszysko musi „wyciągnąć kopyta” ,dopiero niedawne odkrycie bakterii „ekstremofilii” pokazało nam coś szokującego ,że życie może w tak skrajnych warunkach przeżyc ;na dnie oceanów ,parę kilometrów pod ziemią ,w temperaturach do 100 % prawie i środowisku całkowicie kwaśnym itp… mógłbym tu jeszcze dużo wymieniać ale to jeszcze NIC!!! załoga apollo przywiozła na ziemie nasze ziemskie bakterie z próbnika bezzałogowego a przez udowodniła ,ze ziemskie bakterie potrafiły przeżyc parę lat w próżńi na powierzchni księzyca przy 100% promieniowaniu i skrajnych temperaturach(albo jak kto woli przy bardzooo rozrzedzonej „atmosferze „księzyca – ok 10000000 żadsza od ziemskiej hihihi)wieć warunki na Marsie z atmosferą znacznie bardziej przyjaźnej:)) to prawdziwy raj
    Prosze o większy obiektywizm i mniej ignoracji;)
    z poważaniem dla wszyskich uczestników forum – torcik

    1. Marcin    

      Wszystko się zgadza. — Panie torcik. Z tymi ekstremofilami to wszystko się zgadza. Ja wcale nie neguję możliwości występowania takich czy innych organizmów na powierzchni bądź pod powierzchnią Czerwonej Planety. Chodziło mi tylko o to, że takie organizmy nie mogą stanowić realnego zagrożenia dla ludzi.

  4. Krzysztof Lewandowski, Mars Society Polska    

    skoro na Ziemi mamy ekstremofile, ktore moge zyc np. w reaktorze jadrowym — bakteria. deinococtus radioduranus to i na Marsie moge byc prywmitywne formy zycia, podobne do niej. Ekstremofile cechuja sie tym, ze wbrew naszym wyobrazeniom sa w stanie zyc w skrajnych srodowiskach np. w zrodlach geotermaqlnych w temperaturze 350stC i przy cisnieniu 100atm: w stezonym kwasie siarkowym: w soli kuchennej: w lodzie na szczycie everestu: w probkach rdzeniowych z Antarktydy z lody i jezior podlodowych np. jeziora Wostok: w grotach bez dostepu swiatla a czasem i przy wyziewach C02 i metanu.
    Ostatnie doniesienia o temperaturze powierzchni Marsa, obnecnosci wody na niej, cisnienia nad nia sklaniaja raczej do tezy ze zycie na Marsie jest mozliwe bo istnieje pojecie tzw, punktu potrojnego wody, a w swietle ostatnich doniesien obaszary Marsa, na ktorych moze wystepowac woda w stanie cieklym sa znaczne. Sa to przede wszystkim, okolorownikowe, to ktore sa predystynowane jako potencjalne miejsca ladowania pierwszej misji zalogowej na Marsa.
    Wiec prawdopodobienstwo wystepowania zycia na Marsie rosnie wraz ze stopniem poznawania ekstremofili, dziwacznych form zycia na Ziemi

  5. krzysztof ( torcik)    

    czy na pewno nie groźne??? — Myśle panie Marcinie,że nie możemy być pewni w jakim stopniu mogą być bezpieczne lub niebezpieczne ;jeśli są przystosowane do trudnych warunków marsjańskich i nagle sie znajdą w przytulnej kabinie hubitatu marsjańskiego to może być dla tych milusińskich „kuzynów” -tzw:bar szybkiej obsługi i niezbyt miłe doświadczenie pierwszych kolonistów-to jedna z hipotez ( bo przecież co zrobiła nasza „swojska grypa” na indiańskich pobratymcach w czasach podboju i chwały?nic dobrego.A jak na razie nie mamy 100% technicznych możliwości utrzymania sterylności wypraw zalogowych i nawet bezzałogowych ( można sie przyjrzeć problemom z jakimi sie stykają naukowcy pracujący nad przyszłą sondą na Europe)
    Bo co za przyjemność oglądać „nasze swojskie bakterie” na Marsie czy w oceanie Europy?:))torcik

    1. Marcin    

      Na pewno niegroźne. — Po raz kolejny i ostatni postaram się wyjaśnić tą kwestię.
      Pisze pan o „trudnych” warunkach marsjańskich, ale proszę zauważyć, że one są trudne Z NASZEGO PUNKTU WIDZENIA, a więc z punktu widzenia organizmów, które powstały i żyją tu – na Ziemii.

      Proszę teraz puścić wodze fantazji i spróbować spojrzeć na to z punktu widzenia organizmu żyjącego na Marsie. Gdyby taki organizm umiał mówić (choć raczej nie umie 🙂 i znał warunki panujące na Ziemii, to mógłby powiedzieć „ale na tej Ziemii są skrajne warunki”. Dla tego organizmu warunki ziemskie rzeczywiście będą „skrajne”.

      Kwestia ekstremofili. Są to dla nas rzeczywiście niesamowite organizmy, ale tylko dlatego, że środowisko w którym żyją jest tak odmienne od naszego. Bakterie te jednak świetnie czują się w swoim środowisku (skoro w nim żyją). Gdyby takiego ekstremofila wstrzyknąć do ludzkiego krwiobiegu, zginąłby w ekstremalnie krótkim czasie (ekstremofil, nie człowiek 🙂 Swoją drogą bardzo chętnie poddałbym się takiemu eksperymentowi, by udowodnić panu, że mam rację 🙂

      Kwestia wirusów (nota bene nie są to organizmy żywe). Wielu ludzi sądzi, że wirusy są strasznie zjadliwe i odporne, ale to nieprawda. One również są bardzo wrażliwe na zmiany swojego środowiska, szczególnie temperatury. Gdyby podgrzać o kilka stopni krew zawierającą np. wirusy HIV, zginą one w ciągu kilkudziesięciu minut (przeprowadzano już takie ekperymenty).

      Nie wiem czy udało mi się pana przekonać, mimo to powtórzę jeszcze raz – organizmy marsjańskie (o ile istnieją) nie mogą stanowić dla nas zagrożenia.

      1. Rafał B. Szulc    

        Ja też lubię ruletkę! — Lecz w jej odmianę „carską” – staram się nie grywać zbyt często. Oczywiście głupi ma szczęście, ale AŻ TAK głupi to chyba nie jestem. Zagram więc, ale tylko wtedy, gdy tzw. „nadzieja” MATEMATYCZNA to uzasadnia. Zaś przede wszystkim, gdy gram, to za swoje, a nie za cudze. Np. : cudze życie.
        Dear Martin! Czy mógłbyś wyjaśnić nieco szerzej, na czym opierasz swą PEWNOŚĆ, co do nieszkodliwości biologicznie aktywnych produktów „made in Mars”? I dlaczego jesteś gotów postawić na to życie wszystkich innych ludzi, którzy często mają inne zdanie na ten temat? Czyżbyś postanowił ich ukarać w ten sposób, za odmienność poglądów? A w każdym razie : jak by się sprawa nie skończyła, to TWOJE zawsze na wierzchu…?
        Co do pewności: wiem już NA PEWNO, że nie jesteś biologiem. Bo byś ZAPEWNE słyszał coś o bakteriach aerofobowych, czyli beztlenowcach. Nie są zbytnio podobne do innych bakterii, tleno-lubnych, ale to nic dziwnego, są od nich starsze o jakieś 2-3 mld. lat. Pojawiły się na Ziemi, kiedy ta nie zdążyła nawet porządnie ostygnąć. To zresztą przyczynek do dyskusji czy „Ziemskie życie MOGŁO powstać w kosmosie?”.
        Uważam takie postawienie sprawy, za rozczulające. Dla mnie brzmi tak, jakby ktoś się zastanawiał, czy to jest możliwe, że człowiek jest spokrewniony z jakąś małpą. Np. taką, która mieszka w Afryce.
        To przecież STRASZNIE DALEKO !!! No i podobieństwo jakieś raczej dyskusyjne…
        Kochani! Życie nie ZDĄŻYŁOBY powstać od zera na Ziemi. Taka strefa kometarna, Pas Kuipera – jest wylęgarnią nieco chłodnawą, ale ma o kilka jednostek większą objętość, nie wspominając już o powierzchni (rozwiniętej, porowatej, wynikłej z tego, że… nie jest planetą!) nie zapominając też o tym, że i działa – nieco dłużej niż nasz kurnik. O jakieś parę miliardów lat. Bez dwóch zdań, to jednak firma z większymi tradycjami, a to „w branży hodowlanej” liczy się najbardziej. Zresztą… może wtedy było tam cieplej?
        Temat jest niezwykle obszerny, więc brak tu nieco miejsca. Może Mr Azzie pozwoli, to zamieszczę jakiś tekst dłuższy – ale coś milczy na ten temat, choć proponowałem!
        Wracając do aerofobów – nie są BARDZO groźne. Możesz je nawet zjeść – żołądek sobie z nimi zazwyczaj poradzi, nawet Twój. Natomiast jeśli dostaną się do małej ranki, to też można je zniszczyć. Trzeba to jednak zrobić szybko, choć jest to możliwe też z opóźnieniem. Wystarczy obciąć rękę, nogę, czy w co tam się delikwent ukłuł brudnym gwoździem. Bowiem lekarstwa na rozwiniętą GANGRENĘ dotąd nie wymyślono. Chyba że kol. Marcin ma coś w szufladzie…
        Lecz w dyskusji zwróciło moją uwagę coś jeszcze. Martwimy się o Ziemię, co oczywiście rozumiem. Lecz Mars – niech się już martwi o siebie – sam?
        No cóż, nie wiem czy jest Sprawiedliwość we Wszechświecie, alibo też w Galaktyce, lecz nikt nie zagwarantuje, że… nie ma. Sąd galaktyczny będzie patrzył spokojnie, na samobójstwo Ziemniaków – to w końcu nasza sprawa.
        Ale ZAKAŻENIE całej, obcej planety? – to już kryminał. Wyrok murowany, a nie sądzę, aby podzielano tam absurdalne bredzenia tzw. „humanistów” lub innych człekopodobnych. Myślę, że jednak dominuje tam zwykła, LUDZKA sprawiedliwość : za MORDERSTWO – kara śmierci.
        Lub, ujmując rzecz w kategoriach PREWENCJI i zwykłej ostrożności : to jak niszczenie wylęgarni groźnych owadów, lub amputacja zakażonej kończyny. Jeśli Ziemia okaże się ZARAŹLIWA, to Galaktyka będzie musiała ją wypasteryzować.
        Ciekawe, czego używają, od czasu Sodomy i Gomory mogli już zmienić rodzaj antybiotyków…
        Lecz nie jestem tego aż tak ciekawy, aby po odpowiedź wchodzić na cudze podwórko bez zastanowienia, choćby gospodarzami było kilkaset bakterii piaskowych, lub jakieś bledziutkie pseudo-ameby, bez osobowości PRAWNEJ, i z pozoru niegroźne. Warto przedtem się dowiedzieć, czyja to piaskownica…
        Chyba nasza, ale czy i to oznacza, czy można w niej robić kupkę bezkarnie?
        Gdy owa kupka wsiąknie w piasek, gdy się po nim rozejdzie, nieco zmieni konsystencję… Później sami możemy się bardzo upaskudzić!
        R.B. Szulc

        1. Marcin    

          Nie gram w ruletkę. — Ma pan rację panie Rafale – nigdy nie słyszałem o bakteriach „aerofobowych”. Wiem natomiast całkiem sporo o anaerobach, tudzież anaksybiontach i anaerobiontach.
          Naprawdę trudno odnieść się do takich listów jak pański. Musiałbym rozpisać się na temat fizjologii anaerobów, sposobu w jaki się odżywiają, o cechach środowiska w którym żyją. Musiałbym też wyjaśnić panu pojęcie patogenezy i patogenów. Nie zrobię jednak tego ponieważ taka dyskusja mogłaby ciągnąć się w nieskończoność, gdyż zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie twierdził, że czarne jest białe albo że 2×2=5, a nie 4. Stosując taką metodę można zakwestionować lub udowodnić wszystko.

          Panie Rafale, ja wcale nie narzucam panu, ani nikomu innemu swoich poglądów. Jeśli chce pan wierzyć w to, że marsjańskie organizmy będą w stanie podjąć rywalizację z ziemskimi organizmami w ziemskim środowisku, to proszę bardzo. Nikt nie zamierza zmuszać pana do zmiany poglądów. Ja tylko przedstawiłem swoje stanowisko w omawianej kwestii, a następnie próbowałem je uzasadnić. Jeśli moje wypowiedzi odczytał pan jako próbę narzucenia innym moich poglądów, to mogę tylko wyrazić żal z tego powodu :'( Nie jestem nieomylny i wszechwiedzący, uważam jednak, że każda dyskusja prowadzona na gruncie nauk ścisłych powinna być podparta znajomością pewnych faktów. Nie widzę też nic złego w tym, że człowiek poznając nowe fakty może zmieniać swoje poglądy w różnych kwestiach.

          W komentarzu do opinii pana Krzysztofa (torcik) napisałem, że z chęcią jako pierwszy poddałbym się eksperymentowi mającemu na celu sprawdzenie wpływu marsjańskich organizmów na organizm człowieka, pan natomiast zarzuca mi, że jestem gotów zaryzykować życiem innych ludzi, którzy mają odmienne zdanie. Trochę to nie fair.

          Wie pan, z rosyjską ruletką sprawa jest o tyle prosta, że wszystko sprowadza się do prostego rachunku prawdopodobieństwa. Wystarczy podstawić dane do wzoru. Jeśli chodzi o organizmy żywe i ich wzajemne oddziaływanie sprawa jest niestety znacznie bardziej skomplikowana i żadne matematyczne wzory niczego tu nie wyjaśnią. W pełni zgadzam się z opinią panów Krzysztofa (torcik) i Kszysztofa Lewandowskiego iż należy prowadzić intensywne badania Czerwonej Planety zanim wyślemy tam ludzi. Tylko w ten sposób będziemy mogli zmniejszyć do minimum ewentualne zagrożenie ze strony marsjańskich organizmów (zagrożenie, które WEDŁUG MNIE jest mocno wyolbrzymiane) i być może uda się wtedy rozwiać wątpliwości ludzi takich jak pan.

          Nie mogę niestety odnieść się do drugiej części pana listu pt. „Czy powinniśmy wchodzić do ich piaskownicy, czy raczej nie”. Zszedł pan tam na bardzo grząski, ideologiczny grunt, co według mnie przekreśla szanse na jakąkolwiek merytoryczną dyskusję. Mogę tylko powiedzieć, że jeśliby przyjąć pański punkt widzenia, to my (ludzie) nigdy nie polecimy na Marsa, i w ogóle nigdzie nie polecimy.

          Nie wiem, czy pan wie co to jest „nowe pogranicze”. Nie sądzę też, by zdawał pan sobie sprawę jak olbrzymie znaczenie miało „nowe pogranicze” w dziejach naszej cywilizacji. Niestety panie Rafale, by się rozwijać ludzkość potrzebuje owego „nowego pogranicza”. Tak było zawsze. Wszystko to, co mamy dzisiaj zawdzięczamy ludziom takim jak Kolumb, czy Magellan którzy, mimo ogromnego ryzyka, wypłynęli w swój rejs. Naszym przeznaczeniem jest postęp i rozwój, nieustanne poszerzanie horyzontów. Jeśli zatrzymamy się teraz, skutki dla następnych pokoleń będą o wiele gorsze niż wszystkie ewentualne zagrożenia związane z kolonizacją nowych światów, takich jak Mars. Takie jest moje zdanie.

          Z wyrazami szacunku, Marcin

        2. Rafał B. Szulc    

          Mój byk jest ogromny… — i bardzo mnie martwi, bowiem dzięki jego wielkości pan Marcin przeoczył resztę problemów. Może jednak hasło „gangrena” udało mi się prawidłowo zapamiętać, i bez jakiegoś większego błędu wpisać tę nazwę? Ale pewnie go już nie ma w tym leksykonie, z którego skorzystał…
          A jeśli będzie Pan ponownie szperać w papierach, to zerknie też, czy ma ten dyplom mikrobiologa, czy nie? To mi naprawdę zamknie gębę, choć nie zmniejszy przerażenia, lecz… wręcz przeciwnie.
          „Krótko” się nie da, błędów jest sporo, część będę musiał zignorować, trudno.
          Mogę dyskutować z kimś, kto twierdzi że 2+2 jest równe 7, a i wtedy, gdy sądzi, że 127 – też sprawa nie jest jeszcze beznadziejna. Nie przeraża mnie także ŻADNA większa liczba w tym wyniku, choćby o parę rzędów wielkości, bowiem wciąż da się znaleźć sposób argumentacji, który pozwoli przynajmniej… nieco zbliżyć poglądy.
          Ale co zrobić, gdy jako wynik dodawania dwóch prostych liczb, ktoś podaje „tramwaj”! Albo nazwę drużyny piłkarskiej? Co ciekawe, czasem taka odpowiedź… może sprawiać na innych wrażenie prawidłowej.

          Może Pan wskaże mi ten fragment MOJEJ wypowiedzi, na podstawie której wysnuł fantastyczny wniosek, że jestem wrogiem „ekspansji”? – piszę w cudzysłowie, bowiem chodzi o cały szereg zagadnień.
          Wg mnie to Pan jest jej wrogiem, a ową tezę jestem gotów udowodnić, na podstawie PANA wypowiedzi. I nie chodzi tu o „czepianie się słówek” lecz o jej ducha.
          Wrócę jeszcze do biologów. W przesłanym do redakcji tekście, piszę o „wyższości chemików nad fizykami” – gdzieś tak o klasę olimpijską. Niestety tekst jest ciągle „recenzowany” i podejrzewam, że zostanie w końcu wyrecenzowany na aut. Lecz ową wyższość tu przytaczam, aby przyznać ze skruchą, że… są faceci lepsi od nas, chemików. Mówię o tym niechętnie, cierpi duma, lecz kłamać nie mogę : nasze, chemiczne laboratoria, mogą robić za przedszkola, i to dla niezbyt rozgarniętych, raczkujących mikrobiologów. Bowiem ich robota tak góruje nad naszą, jak my – nad fizykami.
          Aby mikrobiologom nie przybyło zbytnio na dumie, to dodam, że są faceci o jeszcze wyższym „rankingu”…

          Mówi Pan, że chodziło o „przedstawienie stanowiska” bez zmuszania do zmiany poglądów. Gadu-gadu można o wszystkim, lecz wbrew napastliwej formie, potraktowałem jednak poważniej Pana wypowiedź. Widzę, że ZNACZNIE poważniej niż Pan! Bowiem konsekwencją ZMIANY poglądów różnych grup ludzi, może być np.
          1.?Odmowa finansowania wszelkich dalszych badań przez podatników
          2.?Lub wybiórczo: biologicznych, eksploracyjnych, albo dotyczących zabezpieczeń.
          3.?Zmiana stopnia zabezpieczeń – w dół, lub w górę.
          4.?Panika i rozruchy. Lub masowe przygotowania do Mars-Turyzmu.
          5.?Zakażenie tej, albo drugiej planety. Ale może Pan uważa, że „zakażenie” Marsa będzie korzystne?
          6.?Wzrost sprzedaży gadżetów i „zielonych maseczek”
          7.?Podpalenia i dywersja na kosmodromach. Albo 1000 innych zdarzeń na – lub +!

          No, ale pogadać zawsze można, wszak to nic nie kosztuje.
          Może i Pan mnie przekona, ale czy najlepsza nawet argumentacja zrobi wrażenie na marsjańskiej grypie? I nie chodzi o to, czy ja WIERZĘ w jej zakaźność, bo to NIE MA NIC DO RZECZY! Nie chodzi o POGLĄDY, lecz o BEZPIECZEŃSTWO! Ja mogę nawet uwielbiać marsjańską grypę, (do twarzy mi w zielonym!), lecz znaczenie ma to, że NIGDY nie będziemy znali granic jej zjadliwości! Nawet po 1000 lat kolonizacji… I po przeprowadzeniu 10 do 7-mej eksperymentów.
          Bo już następnego dnia narodzą się NOWE mikro-marsjaniki! Albo ziemo-marso-mikrobiki. Czy też marso-ziemo, sojuzo-marso, ziemo-sojuzo-marso … … …. …. …. …. … .. …. ….. ….. …. ….. ….. BUM!!!
          Generał nie zastanawia się, „czy jest możliwe aby napadli na nas Czesi” – to nie jego działka! Natomiast psim obowiązkiem generalskim jest zapewnienie gotowości armii na KAŻDĄ ewentualność. W tym i marsjańską inwazję. Na szczęście ludków, którzy śmieją się z takich planów sztabowych – w sztabie jest mało. To pocieszające. Oczywiście ważne też, ile pracy i środków poświęci sztab na opracowanie wariantu „Czechy”, a ile „Mars”, ale… to już inne zagadnienie.
          Zostało jeszcze ************** – przeglądam Pana tekst, liczę pilnie, i wychodzi mi 14 błędów, do których pilnie powinienem się odnieść, więc… już nie dziś. Ale – co do tezy, że potrzebujemy NP do tego, by się rozwijać: uważam, że już niedługo, nawet „zmniejszenie tempa rozwoju” oznaczać będzie… koniec ludzkości.
          Trochę jak z samolotem pędzącym po pasie startowym : od pewnego punktu nie ma mowy o zatrzymaniu procedury startowej. Gdy koniec pasa jest zbyt blisko to próba hamowania oznaczać może już tylko katastrofę! A cóż dopiero w locie.
          Lepiej planować rozważnie i ostrożnie, zaś realizować z brawurą, niż zakładać ambitne plany, a przy najmniejszym niepowodzeniu… rejterować. Na etapie „wariantowych planów kampanii” gdy wszystko rozgrywa się na mapie – generał ma OBOWIĄZEK wczuć się w przerażenie KAŻDEGO żołnierza, i to wczuć się tak, aby miał gacie pełne ze strachu!! Dopiero gdy wypierze kilka par spodni, i gdy już ruszy kampania, może poprawnie ocenić, kiedy załamią się jego linie… I dopiero wtedy ma szansę tego uniknąć.

        3. Rafał B. Szulc    

          Cholerykiem będąc… — – czasem nie mogę okiełznać własnej agresywności. Gdy kto wlezie mi w rabaty, walę prosto w łeb z armaty! Choć przecież wystarczyła by wiatrówka…
          Staram się przynajmniej rozpoznawać sąsiadów, co nie jest łatwe, bo mam kiepską pamięć do twarzy. Jednak sąsiadów i listonosza rozpoznawać trzeba, bo jeśli nawet coś tam podepcą, jakieś kwiatki zniszczą, to przecie nie ze złośliwości, a tylko przez nieuwagę. Nie strzelam więc do nich, wszak to… sąsiedzi!
          Do listonosza nie strzela się nigdy – to już podstawa cywilizacji. Nie zabijam ja posłańca, choć… przynosi mi ostatnio same złe wieści.
          Ponieważ kol. Marcin gości na tutejszej liście często – więc poniekąd „sąsiad”. Wypada tedy grzecznie mi go przeprosić, choć… zdanie swoje co do mikrobów – podtrzymuję! Mimo tego, wprawdzie zgrzytając zębami, jednak macham gałązką oliwną : Pax!
          Człowiek jest istotą społeczną, co opiera się na zdolności do współdziałania. Nie istnieją, na całym świecie, różnice poglądów, ani sprzeczności interesów aż tak wielkie, aby w pewnych warunkach, i w jakimś zakresie, z natury dość ograniczonym, aby owe największe nawet różnice całkowicie wykluczały istnienie jakichś WSPÓLNYCH celów, które można realizować razem. Nawet z najgorszym wrogiem.
          Swą „gałązkę oliwną” zdecydowałem się tu zamieścić bez względu na to, jakie „kontra” wystrzeli kol. Marcin, więc nawet ich czytać nie będę PRZED pomachaniem białą flagą. Jeszcze bym się rozmyślił…
          A tak, po sąsiedzku : w kilku wątkach już się tu wypowiadałem, zawsze można tam zerknąć (polecam gorąco!), dlatego mogłem chyba oczekiwać, że nikt nie przypisze poglądów mi obcych, a już na pewno nie takie, które… zwalczam!
          Nie wiem z jakiej perspektywy spojrzał kol. Marcin, że ujrzał mnie w tle jakiejś grupy, tudzież nawet watahy!
          Kolego i sąsiedzie, szanowny mój adwersarzu, tacy jak ja nie polują zbiorowo! Do „polowania z nagonką” mam wstręt nieprzezwyciężony – dlatego temat ten (nagonki!) mam nadzieję jeszcze poruszyć przy okazji jakiejś.
          Z poglądami – to zresztą najwyraźniej epidemia : ostatnio otrzymałem nieco ciekawej korespondencji. Niektórzy ludzie szerokim łukiem omijają poruszane przeze mnie kwestie WAŻNE, natomiast na podstawie sobie tylko wiadomych skojarzeń przypisują mi coś, czego NIGDY nie mówiłem, bo się po prostu z tym nie zgadzam. Nie zgadzam się, nie mówiłem, nie pisałem, ani w przeszłości, ani, tym bardziej – w konkretnej wypowiedzi, lecz ONI WIEDZĄ LEPIEJ! Że jestem wielbłądem…
          Zapewne jakimś takim tajnym, może wygiętym tylko „wewnętrznie”, albo mam garb podwójny, więc interferencyjnie się ukrywa, lecz tylko po to, by później ujawnić swą garbatość poczwórnie… Albo nawet w 4-tej potędze!
          Mam kilku „znajomków” którzy krytykując mnie, NIGDY nie polemizują z tym, co mówię, lecz z tym, czego NIE powiedziałem. Bo pewnie tego NIE powiedziałem PODSTĘPNIE, no i z powodu mej wielbłądziej natury? Dromadera interferencyjnego, w dodatku – tajnego.
          Oczywiści i ja miewam takie „detektywistyczne” zapędy, lecz staram się jednak trzymać TREŚCI wypowiedzi oponentów, a nie rozgrywać publicznie krwawe potyczki z… cieniem, tudzież własnymi upiorami.
          Co do pogranicza…
          Kurczowego, panicznego chadzania w zorganizowanym szeregu nie może zarzucić mi NIKT! Lub bezmyślnego, owczego „centryzmu”, ślepej akceptacji dla „prawd powszechnych”, oczekiwania wygodnej „konsumpcji dorobku cywilizacji”. Mam swoje zamiłowania i drobne przyzwyczajenia, jest też sporo wartości kulturowych, i innych, które gotów jestem chronić i bronić. Odsyłam ponownie do przejrzenia kilku wątków, gdzie się wypowiadałem.
          Lecz… nawet w atakowanej przez kol. Marcina mojej wypowiedzi znajduje się silna „poszlaka” nt. mojego stosunku do grożącej nam upiornej stagnacji, poszlaka która… wywołała emocjonalną reakcję dyskutanta, idącą w kierunku dokładnie przeciwnym, do tego, który podobno jest mu drogi!
          Niestety, jest to raczej wskazówka, że porusza się on we mgle. Nie do końca sprecyzowanych terminów, sprzecznych znaczeń, niejasnych idei, błędnych reguł wnioskowania, mocno niepełnej wiedzy o wielu frontach, sprzecznościach i sporach, które wszak – nie zaczęły się od wczoraj. Trwają niemal od zarania ludzkości.
          Aby w tych sporach zająć jakieś stanowisko, nie wystarczy „dobra wola” gdyż łatwo się wtedy znaleźć po przeciwnej stronie barykady, niżby się człowiek spodziewał. Bowiem przebieg walk spowodował, iż bardzo pokrętna „linia frontu” najczęściej bywa „negatywem” celów dalekosiężnych! Ale to już całkiem inny, no i niesłychanie rozległy temat.
          Pogranicze? Jam pogranicznik urodzony, nie zagonicie mnie do stada!
          Choćby to była nawet i karawana… Nie lubię tłoku, kurzu i zbiorowego stękania.

        4. Ciekawski    

          Dowcip 🙂 — Nagonka? Wszyscy zle odczytuja moje mysli? Kazdy je przekreca? Pozwole sobie dla rozluznienia atmosfery opowiedziec dowcip.

          Jedzie babka autostrada, dajmy na to – A1, i slucha radia. „Uwaga, uwaga! Autostrada A1 jedzie pirat drogowy. Nie zwazajac na inne samochody jedzie pod prad”. Babka patrzy w przednia szybe i krzyczy. „Ha, zeby tylko jeden! Ja tu ich widze z dwudziestu!”

          Moze wystarczyc po prostu wyrazniej pisac o co chodzi i wszyscy beda sie wzajemnie rozumieli?

          Mam nadzieje ze nikogo nie urazilem bo nie to bylo moim zamiarem

        5. Rafał B. Szulc    

          Pies, 2 koty, 3 pliznoty — Kiedy już się pozbierałem z podłogi, odetchnąłem z ulgą, że udało mi się opanować odruch, i nie chwyciłem za klawiaturę. Touche ! Czyli trafienie za trzy tynfy. Co najmniej!
          Z różnych zainteresowań pozostało mi kilka, co się przerodziły w pasje. Jak każda pasja – są oczywiście PIERWSZOPLANOWE. Wszystkie. Wbrew „zakazowi Pauliego”, bowiem na moim „prywatnym podium” panuje przez to straszny tłok!
          DOBRY dowcip nie obrazi mnie NIGDY. Tak jak i dziś – nie boli mnie duma, tylko d… !
          Bo ze śmiechu spadłem z krzesła. A i w łepetynie przejaśniało, nawet znacznie. 100x dzięki!
          O Mrs. Kwiatkowsky dodam też parę słów – bo OCZYWIŚCIE znam uroczą Flo doskonale, choć nie wiedziałem, że znów jest w Polsce. Dzięki za ostrzeżenie, postaram się unikać A-1

          Muszę przyznać, że historyjka z upartą Flo (pochodzi z Adelajdy, jej rodzice są Polakami, więc i ona mówi po Polsku, choć z silnym akcentem) pasuje doskonale do opisanej, mojej sytuacji. Sytuacji którą sprowokowałem, a teraz – narzekam.

          Co do tytułowych „pliznotów” to myślę, że dowcip jest znany. Pliznoty można trafić np. w Anglii, lecz ja wolę polowanie w innej wersji. Przypomina mi to starą historię myśliwską – rozgrywa się ona w naszej części Europy, czyli w jej Centrum. Konkretnie: okolice Białowieży.

          Jednym z „achotcikow” (myśliwych) jest rosyjski generał, dobry strzelec, lecz… absolutnie nie zna się na zwierzynie. Na polowaniu jest pierwszy raz w życiu! No, ale Poljaki zaprosili, odmówić nie wypada. Ustrzelił więc nieco leśnej „drobnicy” oraz całkiem ładnego odyńca. Przy „odtrąbieniu” zwierzyny, gdy już wszyscy schodzą ze stanowisk, wśród przechwałek i barwnych opowieści, generał przygląda się co ustrzelili sąsiedzi: minister, oraz ambasador. Zaś z polany którą miał pod lufą ten ostatni – niosą rannego chłopa. No cóż, wypadki na polowaniu zdarzają się, pan ambasador ma dość kiepski wzrok, postrzelił naganiacza, może być skandal, w dodatku międzynarodowy. Co gorsza, w ciele rannego tkwią aż… dwie kule, więc sprawę naprawdę trudno będzie zatuszować!
          . Robi się lekka wrzawa, atmosfera nieco napięta, a że generał wie o zwyczajach myśliwskich tylko tyle, że różnią się od wojskowych, to szeptem pyta swego adiutanta, co się dzieje: „Poljaki riadujut’sja ? Szto słuciłos’?
          Adiutant zbielałymi wargami szepce, że ambasador ustrzelił „nagonszczika”.
          Generał drapie się po łepetynie, spogląda na swoją drobnicę i odyńca, tupie nerwowo nogą, patrzy ze złością na wrzawę wokół „nagonszczika” i rozeźlony mówi:
          „Nu, ja durak, wsjo durak! Ja szesti takich propustił!”
          .
          .
          .
          Generał, co mi się właśnie przypomniało, jest starym, dobrym przyjacielem Flo, jeśli ona przyjechała do Polski, to i zapewne pan generał też zajrzy. Może wybierze się na polowanie, kto wie…?
          Jazda pod prąd? To mały pryszcz! Może być jeszcze gorzej, generał jest świetnym strzelcem, mówiłem przecież. Lepiej uważać, tym razem pewnie nie przepuści!

        6. Marcin    

          Generał podjął decyzję. — Przyznaję – po przeczytaniu „Mój byk jest ogromny” szykowałem potężne armaty. Czytam jednak kolejny list i widzę, że znacznie przeszacowałem siły przeciwnika, którego artyleria jest tak strasznie niecelna, iż razi pozycje własnych wojsk. Postanowiłem więc schować moje potężne armaty i zaczekać na bardziej godnego przeciwnika.

          Swoją drogą panie Rafale, jest pan bardzo niekonsekwentny. Najpierw wywiesza pan białą flagę i woła „Pax!”, a potem znowu zaczyna strzelać (do swoich wojsk :). I jak tu z panem rozmawiać?

          A reszta jest milczeniem … lub kolejnym monologiem pana Rafała 🙂

          Pozdrowienia dla wszystkich uczestników forum (a w szczególności dla pana Rafała), Marcin

        7. „Gienjerał RaBiS”    

          Armaty, i „strzały partyjskie” — Gospodin, skażit’je: wy mikrobiołog, achotcik, ili nagonszczik? Jest u was mikrobiołogicieskaja dippłoma, ili kakaja to bud’ tiematićnaja podgatowka?
          Czy tylko pragnienia, dążenia, przekonanie o własnej racji, a więc… „ochota”?!
          „Dobre chęci” są budulcem dość trwałym, można by nawet rzec: wiecznym!
          Skutki budowania na takich „fundamentach” mogą być czasem rzeczywiście wieczne, bo… nieodwracalne.
          Pewnie właśnie dlatego „dobrymi chęciami” wybrukowano PIEKŁO.
          Ja zaś wolę budować na fundamencie znacznie starszym i budzącym większą otuchę, dającym więcej siły i lepsze oparcie. Bardziej trwałym!
          Dlatego dość często wybieram rolę „advocatus diavoli” i bronię wówczas „złego” z całą stanowczością!
          Robię to „pro Dei majore gloriam”! Aby na testowym materiale można było przeprowadzić „próbę ognia”.
          Sprawdzić, czy mamy już dobre pancerze, czy jedynie… papierowe.
          Lecz może kol. Marcin wolałby blaszany czołg, pokryty grubą „powłoką ochronną” z… wazeliny?
          Takich czołgów dla swej armii ja nie kupuję. Nikagda (Never)!
          Ani podczas pokoju, ani, tym bardziej – chwilowego zawieszenia broni.
          „Gienjerał RaBiS”
          PS: dziękuję za „nominację”. Lecz… czy wolno mi używać tego tytułu? Przecież nie wiem, czy został nadany przez osobę uprawnioną! Ale w „skobkach”…? Chyba tak. Coś jak „gener—at honorowy”. A więc przyjmuję!
          „Generał” – alchemik Rafał B. Szulc

  6. krzysztof ( torcik)    

    Mam prosbe do pana Lewandowskiego w wyjaśńieniu pojęcia… — Tzw: punktu potrójnego wody; bo mnie to zaciekawiło a przyznam ze nic a nic nie „kumam” z tego zdania -bede wdzięczny za pomoc w wyjaśńieniu mi
    z poważaniem : torcik

    1. Pawel    

      Pozwolę sobie odpowiedzieć w zastępstwie Pana Lewandowskiego. — Z tego co pamietam ze szkoły podstawowej (a może średniej) to jest to taki punkt (określony ciśnieniem i temperaturą) w którym woda występuje jednocześnie w trzech stanach skupienia (ciekłym, gazowym i stałym).

  7. Krzysztof Lewandowski, Mars Society Polska    

    ekstremofile, sa dla nas rzeczywiscie dziwaczne, ale.. — prawda jest to , ze ze wzgledu na czas ich poznania, ok 30 lat, niewiele wiemy o nich. W zalogowej misji marsjanskiej zrodlem niebezpieczenstw biologicznych dla astroanutow jest kilka:
    1. nasze wlasne grzyby, bakterie i wirusy, te ktore mamy w swoich organizmach i na skorze
    2. grzyby, bakterie i wirusy z bezposredniego otoczenia, amosfery, wody, elementow wyposazenia statku kosmicznego
    3. grzyby, bakterie i wirusy obce, tzn marsjanskie
    Jak szalenie szerokie jest to zgadnienie, nieoczekiwanie zostalo opisane w prasie, Gazrta Wyborcza Magazyn, 9.05.2002, wszyscy jestesmy Marsjanami, oraz Gazeta Wyborcza 10.05.2002, str26-27, Mikrob w mikrobie i Bujne zycie w kwasie.
    Poki co, to wlasnie lekcewazona obecnie stacja Mir dostarczyla najwiecej danych o potencjalncyh zagrozeniach dla astronautow na statkach kosmicznych. Prosze sie cofnac pamiecia w czasie, jak pokazywano Usaczowa, kiedy oszyszczal wentylator na stacji Mir z kolonii grzybow. Poza tym, obserwajce organizmow astronautow wykazalo, za ich ciala sa pokryte groznymi grzybami plesniowymi, trudnymi do wyleczenia.
    Kiedys na liscie dyskusyjnej Uranosa spieralismy sie o to, czy probki gruntu z Marsa sa bezpieczne dla Ziemi, a w miedzyczasie NASA podjecla decyzje, ze pierwsze probki beda zbadane w sposob zdalny, tzn. bez bezposredniego kontaktu z czloweikiem, na stacji orbitalnej, jezeli wyniki obserwacji i badan wykaza zagrozenie dla czloweika, probki te nigdy nie beda sprowadzone na Ziemie. Co wiecej, komentowanie tego artykulu NASA nie chce niszczyc.. nie jest odkryciem. Juz podczas przygotowania sonsd viking 1 i 2 poddano je silnej sterylizacji. Ale wtedy o ekstremofilach tylko myslano, nie majac takiego zasobu informacji jak teraz.

    W toku projektu MPV zwracamy szczegolna uwage na zdrowie astronautow, toalete i warunki utrzymania higieny osobistej, z czego autorzy programu Polak Potrafi „darli sobie łacha”.
    Smutne jest to, ze chcac zrealizowac program o kosmosie, chociaz na 1 godzine nie siedli na 4 Szanownych Literach aby zapoznac sie o zasadnosci tego zalozenia.

    Osobiscie, jestem wyczulony na kazde doniesienie o eksremofilach, bo oznaczac to moze taki wariant wyprawy na Marsa:
    1. poleca,
    2. pobeda,
    3. wroca, pojda do izolatki na kwarantanne i …
    4. reszte zycia spedza w izolatce biologicznej.

    Koszmarny scenariusz, ale coraz bardziej prawdopodobny.

    I aby nie nie spelnil w ostatnim etapie, teraz nalezy badac Marsa, na wszystkie mozliwe sposoby. Tylko tak mozemy wykluczyc wariant 4.

    Z powazaniem

  8. krzysztof ( torcik)    

    Pierw zbadajmy a późńiej oceniajmy:)) — Mysle ze ta zasada powinna górowac w główkach nas wszystkich ,niezależnie od naszych różnych poglądów mniej lub bardziej groźnych;)) Dopiero po bardzo dokładnych badaniach będzie można sobie powiedzieć ,że sie ma racje lub przyznać sie do winy (bo nikt z nas nie może mieć pewności na razie )Dlatego same badania prowadzone przez różne organizacje między innymi Mars Society naprawde dużo mogą na tym polu pomóc ;tak nawiasem ciekawi mnie czy w Polsce również są prowadzone lub planowane podobne podania? ( tu ukłon do M.S.PL.:))
    Myśle ze Europa powinna sie zaangażować mocniej -wiem ,że MARS EXPRESS to już coś i z naszym przyrządem:)) !! ale narazie cisza co do dalszych projektów a to niepokojące :(((
    Ale z takimi partnerami jak Wielka Brytania to nic dziwnego.
    z poważaniem torcik

Komentarze są zablokowane.