W czasie badania przyczyn katastrofy promu Columbia pojawiło się bardzo ważne pytanie: Co, jeśli w ogóle coś, można byłoby zrobić dla uratowania życia załogi gdyby inżynierowie wcześniej wiedzieli, że wahadłowiec jest śmiertelnie ranny w lewe skrzydło?

Odpowiedź jakiej udzielili badający tę sprawę przedstawiciele brzmi, że Columbia była skazana na zagładę od momentu kiedy, prawdopodobnie w czasie wznoszenia się, doszło do uszkodzenia skrzydła. Nie można było zrobić nic dla zwiększenia szansy na uratowanie załogi i orbitera.

LeRoy Cain, jeden z szefów misji STS-107 zajmujący się lądowaniem stwierdził: „Nie było sposobu na sprowadzenie wahadłowca z powrotem. Nawet gdybyśmy sfotografowali i zbadali wcześniej uszkodzenia, nie zmieniłoby to przeznaczenia Columbii„.

Columbia wystartowała 16 stycznia bieżącego roku. W czasie startu od zbiornika głównego odpadła fragment pianki izolacyjnej i stał się prawdopodobnie przyczyną uszkodzenia, które 1 lutego doprowadziło do katastrofy w czasie wejścia w atmosferę.

Jak się okazało, jedyną rozsądną próba mogło być obniżenie orbity promu przed rozpoczęciem wejścia w atmosferę i redukcja jej masy o przynajmniej 15 ton.

Nie wchodziło w rachubę awaryjne cumowanie do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdyż statki znajdowały się na dwóch zupełnie różnych orbitach i prom nie miał dość paliwa aby skierować się w kierunku kosmicznego domu. Analiza Caina nie uwzględnia możliwości wysłania na ratunek drugiego promu. Inżynierowie twierdzą jednak, że nie było to możliwe. Zapasy tlenu wyczerpałyby się szybciej niż czas potrzebny na przygotowanie Atlantisa, następnego w kolejce w Kosmos, do startu.

Jedyną możliwością poważnie rozważaną była ta, która zakładała maksymalne obniżenie masy promu.

Scenariusz ten zakładał, że astronauci przeprowadzą przynajmniej dwa spacery kosmiczne w czasie których wyrzucą z wahadłowca przynajmniej 15 ton w tym między innymi laboratorium Spacehab.

Scenariusz wymagał wielokrotnego złamania reguł lotu i pozostawienia Columbii w absolutnie podstawowym stanie. Zmniejszyłoby to temperaturę w czasie jej wchodzenia w atmosferę. Temperatura uszkodzonego fragmentu skrzydła zmniejszyłaby się o 7 procent. O kilkadziesiąt procent spadłaby ilość wydzielonego ciepła.

Cain stwierdził, że 7-procentowa redukcja to zbyt mało aby uniknąć katastrofy w przypadku misji Columbii. Nie pomogłoby tez inne ustawienie promu w czasie podejścia do lądowania.

Autor

Michał Matraszek

Komentarze

  1. Nu!    

    Hmmm — No właśnie… Czy nie uważacie, że program ISS jako całośc jest jakoś niedorozwinięty?? Teoretycznie, zapewnienie bezpieczeństwa lotów wachadłowców i innych statków załogowych poprzez takie skonfigurowanie ISS, aby możliwa była jakaś odsiecz ze stacji powinno być elementarną, pierwszoplanową i bezdyskusujną funkcją ISS…

    I powinien to być również nie podlegający dyskusji argument nr 1,
    za jej zbudowaniem i rozbudowywaniem…

    I to ten argument powinien być zawsze podnoszony – wysuwany…

    ISS powinna być pojemna własnie z tego powodu… żeby mieć możliwośc
    przechowania ratowanej załogi czy to Sojuza, czy wachadłowca, czy
    innego statku (chińskiego, japońskiego)

    I być może powinno się myśleć, cos robić w tym kierunku, żeby można
    było dokonywać na ISS napraw – kontroli statków w trybie awaryjnym…

    Jeżeli możliwe jest realizowanie takich funkcji na ISS to POWINNY
    być to jej funkcje podstawowe.

    Sytuacja, w której wachadłowiec znalazłby sie na orbicie uszkodzony,
    a z ISS nie można by udzielić ŻADNEJ pomocy, chociaz pomoc taka byłaby
    teoretycznie możliwa jest absurdalna.

    Sytuacja, w której ISS pełni wyłącznie funkcje naukowe a nie może
    pełnić funkcji ratowniczych jest NIEHUMANITARNA!

    Jak sobie pomyślę, że załoga Columbii wiedziałaby, jeszcze na orbicie,
    że z powodu uszkodzenia (głupiego) skrzydła jest SKAZANA na śmierć,
    i nic nie mozna zrobić… bo nie da się z ani z Ziemi ani z ISS dostarczyć pomocy… już lepiej że stało się jak się stało…

    1. Michał M.    

      Też miałem taki pomysł dzisiaj — Też o tym pomyślałem gdy pisałem ten tekst. Gdyby prom był zawsze wystrzeliwany na identyczną orbitę jak ISS i umieszczany powiedzmy 2000 kilometrów od niej – ewakuacja byłaby możliwa. Pewnie niewielki byłby wpływ takiej zmiany parametrów na badanie mrówek albo leków.

      Ale Columbia była na orbicie nachylonej pod zbyt małym kątem (dlatego nie była widywana w Polsce w czasie misji STS-107). Nie wiem co zadecydowało o aki wyborze.

      1. Nu!    

        Ups — Ups – Wahadłowiec a nie wachadłowiec

        Ale z drugiej strony… kiedy poważnie rozważa się pomysł, aby
        załoga stacji liczyła tylko 3 osoby…

        Niestety gołym okiem widać, że nie mogą się porozumieć co do podstawowych kwestii.

      2. Marcin    

        Pentagon i NASA to zawsze były naczynia połączone.

        > Nie wiem co zadecydowało o aki wyborze.

        Pamiętam, że kilka dni po katastrofie któryś z generałów sugerował wyjaśnienie, ale nie wiem na ile wiarygodne jest to wyjaśnienie.

        Pozdrawiam, Marcin

  2. vvh    

    ZARZĄD NASA JEST WINNY — Tym samym zarząd NASA przyznał się do winy. Brak możliwości ratowania ludzi był z góry zapłanowany. Okazuje się, że NIKT NIE BYŁ PRZYGOTOWANY NA RATOWANIE LUDZI. Czy mamy do czynienia z fachowcami, czy z buirokratycznymi tępakami? Życie tych astronautów-bohaterów dla tych tępaków jest po-prostu niczym. Grają role tylko ich własne zyski. Nic więcej.

    1. Michał M.    

      Nie zgdazam się — Równie dobrze możesz powiedzieć tak:

      W samolocie pasażerskim psują się silniki i maszyna spada. Wszyscy giną. Gdyby mieli spadochrony – mogliby się uratować. Czy to znaczy, że producenci samolotów umyślnie zaniedbują bezpieczeństwo pasażerów? Moim zdaniem nie.

      A czy producenci samochodów popełniają ten sam grzech umożliwiając samochodom jazdę z prędkością 200 kilometrów na godzinę? Nie ma takich ludzi, którzy potrafią bezpiecznie prowadzić tak szybki samochód po szosie. Bez wzgledu na to, co niektórzy kierowcy o tym mówią. Czy w takim razie producenci popełniają przestępstwo? Gdyby auta jeździły maksymalnie 40 kilometrów na godzinę – nie byłoby ofiar.

      Czy w końcu przestępstwo popełnili budowniczy WTC, którzy założyli możliwość póżaru, awarii prądu, pewnie nawet urwania się windy? Ale nie przyszło im do głowy, że dojdzie do kolizji z maszyną latającą!

      Nie byłbym więc tak ostry w potępianiu NASA. Nie każcie im w kółko mówić „NASA wina, NASA wina, NASA bardzo wielka wina”.

      I nie mówcie mi proszę, że tego się nie da porównać! Da się!

      I pamietajcie jeszcze, że siódemka astronautów była świadoma stopnia ryzyka gdy wsiadała do promu. Nie zostali oszukani i umyślnie zgładzeniu przez NASA.

    2. Marcin    

      Nie do końca tak. — Wg The Washington Post NASA przyznała się, że była możliwość uratowania załogi. Columbia mogła zaczekać na orbicie nawet 30 dni. Do tego czasu przybyłby Atlantis z czteroosobową załogą w celu ewakuacji astronautów Columbii. Kluczową sprawą w tej historii jest to, że całe sztaby fachowców z NASA i Boeinga (głównego producenta promu) uznały iż to co stało się w 82 sekundzie po starcie nie mogło mieć wpływu na stan wahadłowca. To tutaj został popełniony błąd, bardzo poważny błąd (podobno ludzie z Boeinga zawierzyli jakiejś symulacji komputerowej). W tej sytuacji wszystkie te rozważania, czy można było uratować załogę czy nie, mają wg mnie drugorzędne znaczenie.

      Pozdrawiam, Marcin

Komentarze są zablokowane.