Astronauci: Stephen Robinson i Soichi Noguchi ponownie znaleźli się dzisiaj w przestrzeni kosmicznej. Ich drugi spacer kosmiczny ropoczął się o godzinie 10:42 a zakończył o 17:56. Trwał 7 godzin i 14 minut. Podstawowym zadaniem astronautów była wymiana żyroskopu CMG-1. Jednocześnie przygotowali się oni do możliwej naprawy wypełnienia osłony Discovery. Ostatecznie NASA zdecydowała się rozszerzyć kolejny spacer o to zadanie.

Instalacja żyroskopu przebiegła bez większych problemów, ale pierwsza próba rozruchu nie powiodła się. Kontrola misji poprosiła więc Japończyka o odłączenie i ponowne podłączenie trzech przewodów zasilających. Pomogło – jedno z połączeń było luźne. Zaraz potem żyroskop został uruchomiony. Rozpędzenie go do nominalnej prędkości 6600 obr/min trwało nieco ponad 6 godzin.

Po udanej instalacji żyroskopu astronauci zostali poproszeni o wykonanie kilku czynności przygotowujących do ostatniego, trzeciego spaceru, planowanego na środę. Chodziło przede wszystkim o usunięcie uchwytu stóp z ramienia wysięgnika, tak aby można było zmienić jego punkt zaczepienia i możliwy był dostęp do spodniej strony Discovery.

Naprawa promu w przestrzeni kosmicznej została już ostatecznie zaaprobowana przez NASA po wysłuchaniu raportu ekspertów od aerodynamiki, którzy nie mogli w 100 procentach zagwarantować bezpiecznego powrotu. Nie chodzi jednak o naprawę płytek osłony termicznej, ale o problem z wypełniaczem szczelin pomiędzy płytkami. Wypełniacze wykonane są z tkaniny ceramicznej, a ich zadaniem jest zapewnienie gładkiego przepływu powietrza przy krawędziach płytek oraz przeciwdziałanie tarciu sąsiednich płytek przy odkształcaniu się aluminiowego kadłuba wskutek wysokiej temperatury. Dwa takie wypełniacze wysunęły się nieco i niebezpiecznie wystają ponad powierzchnię osłony – na 25 i 15 milimetrów.

Inżynierowie NASA analizowali, czy może to spowodować groźne turbulencje podczas wchodzenia w atmosferę i w konsekwencji narazić osłonę na wyższe temperatury. Wysunięcie się wypełniaczy miało już miejsce podczas poprzednich misji i w efekcie następowało uszkodzenie otaczających płytek (rok 1995, misja Columbii). Jednocześnie z analizami aerodynamicznymi NASA rozważała więc sposoby rozwiązania problemu podczas spaceru. Wystające wypełnienie można wyjąć lub, jeśli okaże się to niemożliwe, odciąć.

Czynność wydaje się być prosta, ale taka naprawa to zadanie bezprecedensowe – nigdy jeszcze astronauci nie wykonywali żadnych zadań od spodu promu, poza zasięgiem wzroku reszty załogi. Podstawowe trudności związne z naprawą to dostarczenie astronauty w odpowiednie miejsce oraz konieczność zachowania szczególnej ostrożności, aby nie uszkodzić osłony.

Autor

Anna Marszałek

Komentarze

  1. mir    

    czynnik ryzyka — „czynnik ryzyka” hmm ciekawe co czuje zaloga gdy te slowo przejdzie im przez mysl 😕

  2. mariner    

    Rosyjski tani sposób na amerykańskie bolączki — Trzeba wymienić silnik głowny promu chodzący na wodór/tlen na rosyjski genialny silnik RD-180 który spala słabszą energetycznie od ciekłego wodoru zwykłą (bezbieczną i nie tak szybko parującą) nafte w ciekłym tlenie a jest mimo to wydajniejszy niż silnik główny promu na H2/O2.Wymieniamy jeszcze wewnętrzny zbiornik wodoru na wewnętrzny z naftą.Odpada wtedy konieczność izolowania zewn. zbiornika pianką bo nafta i ciekły tlen mniej parują.Jedyne co może odpaść to lód z poszycia zbiornika zaraz po starcie(który i tak teraz odpada).Amerykanie już kupili RD-180 i wykorzystują go w cięzkiej rakiecie Atlas 5 bo jeden taki silnik zastępuje 5 amerykańskich a osiągi wzrosły i tak o 10 %(dzięki RD-180 ruszył z sukcesem w ogóle ten program wystarczy spojrzeć jakie problemy mają z ciężka wersja Delty Boinga na rodzimych koncepjach silników).Zreszta Amerykanie kupili już całą dokumentacje RD180 i już go chyba robią u siebie.Można by pójść dalej i wzorem Rosjan rozdzielić loty załogowe od transportowych na MSK.Zalogę wozić X-43 albo przyszłym CEV wystzeliwanych Atlasem 5(na szczycie rakiety najlepiej z wieżyczką ratunkową- brak zagrożenia ze strony odpadających elementów i bezpiczeństwo, no i jeszcze za ogonem moduł ze składaanymi bateriami słonecznymi odstzeliwany przed wejściem w atmosferę aby mógł cumować np rok do MSK)a zamiast wahadłowca do zmodyfikowanego kompleksu startowego(opis wyżej) przytwierdzić duży, o wielkiej średnicy opływowy bagażnik z silnikiem RD180 u dołu(lub dwoma jak w Energii) wynoszący ogromne moduły(masa i przede wszystkim objętość jak w SKYLABie), każdy moduł z modułami silników manewrowych na obu końcach i sys dokującym(jak na razie odzysk to finansowa fikcja).Co Wy na to?

    1. Oskar.K    

      Koszty — Totalna przebudowa wahadłowca ze względu na tytuł jest nie na m,iejscu, poza tym ruszyły już prace nad CEV.Lód zresztą jest równie, jeśli nie bardziej niebezpieczny od głupiej pianki, i częsciej odpada.Nafta nie ma wydajności energetycznej ciekłego wodoru, zbiornik musiałby być wiekszy, wieksze rakiety na paliwo stałe… Moim zdaniem należy zakazać dostarczania rutynowego zaopatrzenia stacji przez promy, niech tym się zajmą Progressy i ATV, a promu jedynie dołączaniem nowych modułow i przy okazji drobnymi naprawami, jak naprawy zyroskopów.Do czasu zakończenia budowy załoga stacji powinna być 2-3-osobowa.

  3. mariner    

    Pójdźmy więc dalej — Promy zostaną niedługo wycofane.Jak bezpiecznie i tanio wysyłać ludzi na orbite, ciężkie ładunki, moduły,budować duże stacje czy statki na
    orbibie do podrózy na Księżyc,Marsa i dalej? Trzeba wykorzystać
    najprostrze rozwiązania i wykorzystać już dostępne części.Koniecznie
    należy rozdzielić wysyłanie ładunków i ludzi.

    LUDZIE- już dziś Ameryka ma gotowe do tego prawie 3 niezbędne rzeczy:
    rakieta Atlas 5,zasilający ją produkowany już przez nich rosyjki silnik
    RD-180(ostatnio Atlas 5 na tym silniku wyniósł z sukcesem najcieższego
    satalitę z Przylądka), i przetestowany przy lądowaniu cały pokryty
    laminatem węglowym a nie płytkami X-43- mały pojazd w ksztłcie
    wahadłowca zabierajcy 7 ludzi.Po dopracowaniu wystarczy umieścić go na
    szczycie Atlasa 5(brak zagrożenia że coś odpadnie i uderzy w statek)
    wraz z wieżyczką ratukową na dziobie odstrzeliwaną po wyjściu z
    atmosfery(możliwość ewakuacji na każdym etapie lotu),dodać moduł z
    rozkładanymi bateriami słonecznymi za ogonem(odstrzeliwany przy wejściu
    w atmosfere) aby mógł cumować np rok do ISS, lądować może na pasie albo
    na spadochronie do tego bez dużych przeciążeń

    ŁADUNKI- wykorzystać istniejący pomarańczowy zbiornik i 2 rakity
    wspomagające oraz stanowiska startowe obecnych promów co ograniczy
    koszty a zamiast wahadłowca przywierdzić opływowy duży bagażnik, z
    dotychczasowymi u dołu silnikami głownymi promu, podobny do
    pamarańczowego zewn zbirnika a w środku umieścić moduły o dużej objetości aby astronauci hasali w środku jak w SKYLABIE a nie ta ciasnota co teraz.Każdy moduł umieszczony w środku bagażnika(bagażnik, po otwarciu i uwolnieniu modułu, tak jak zbiornik spadałby wraz silnikami do atmosfery) miałby swoje silniczki manewrowe na obu końcach
    i system dokujący umożliwiają dokowanie do Stacji.Odpada problem plytek
    bo to lot bezzałogowy.Oczywiście taki moduł w wersji zaopatrzeniowej
    mogłby wynosić zaopatrzenie i manipulatory wszystko automatycznie bez
    narażąnie ludzi czy nawetkontroli z ich strony.

    1. Oskar.K    

      Nie tylko Ty na to wpadłeś(szkoda że nie wpadli „właściwi ludzie”) — Cóż.Dlaczego prom nie nadaje się do wysyłania ładunków?Dlatego że płaci sie za wysłanie na orbitę nie tylko sondy, satelity,czy modułu stacji kosmicznej, ale także za kadłub, skrzydła, a zwłaszcza za kabinę załogi.Ładownia promu ma max pojemność 29.5 t, jednak w rzeczywistości płacimy za wysłanie na orbitę ponad stu ton. I dziwić się że konsorcja wybierają rakiety bezzałogowe, takie jak Ariane, czy rosyjskie Protony.No, ale na takie ruchy to można sobie pozwolić tylko w parze z rozwojem CEV, nie ma sensu dublować kosztów, za te same rzeczy, a przynajmniej za rzeczy które można łatwo przystosować do różnych zadań.Ja zaś mam taki pomysł, kompeltnie prowizoryczny, by na spód promu naciągnąć folię aluminiową, chroniącą przed pianką, ziarnkami piasku, przypadkowo przelatującą muchą i podobnymi bzdetami.Po dotarciu na orbitę folię by się zdjęło i schowało do ładowni.Pomysł tani, szybki i skazany na wymarcie po zbudowaniu CEV, z, miejmy nadzieję, trwalszą osłoną.

Komentarze są zablokowane.