Astronauci na pokładzie Discovery zakończyli dziś misję STS-114. Podwozie promu dotknęło pasa startowego w bazie Edwards w Kalifornii o 14:11 czasu polskiego.

Niestety, pogoda nad Kennedy Space Center nie dała dziś za wygraną – burze i opady deszczu zmusiły kontrolerów lotu do anulowania obu możliwości wylądowania na Florydzie – o 11:07 i 12:42 czasu polskiego.

O 13:06 na 2 minuty i 42 sekundy uruchomione zostały silniki manewrowe, które zmniejszyły prędkość promu o 300 km/h, rozpoczynając zejście z orbity. Po wykonaniu manewru hamującego Discovery wykonał obrót, ustawiając się nosem w przód. Przed wejściem w atmosferę kąt natarcia wynosi ok. 40 stopni. Wykonano także zrzut zbędnego paliwa zasilającego przednie silniczki manewrowe – nie są one potrzebne przy przejściu przez atmosferę.

Discovery starł się z górnymi warstwami atmosfery ok. 13:40 czasu polskiego. Rozpoczął wówczas serię czterech skrętów mających na celu rozproszenie energii i zmniejszenie prędkości.

Wahadłowiec dotarł nad ląd ok. 14:04. Gdy prędkość zmalała poniżej 1 Macha, dowódca Eileen Collins przejęła stery i dotarłszy nad lotnisko w Edwards, wykonała zwrot w prawo o 196 stopni, po czym posadziła maszynę na pasie startowym 22. Misja STS-114 zakończyła się po wykonaniu 219 okrążeń Ziemi.

Autor

Tomasz Lemiech

Komentarze

  1. Oskar.K    

    Ale był pisk w mediach! — Mam przy sobie „Przekrój”, a tam niejaki Piotr Stanisławowski już wyrokuje katastrofę…

  2. bart    

    DISCOVERY FOREVER — THANK YOU DISCOVERY!!!

  3. Marcin    

    Nie miałem wątpliwości, że się uda. — Całe szczęście, że mam teraz krótki urlop i miałem tą przyjemność oglądać transmisję z lądowania na żywo. Oglądałem to razem z moją babcią, która bardzo mocno to przeżywała. Zadawała mi mnóstwo pytań, między innymi takie – czy wahadłowiec może lądować na wodzie? 😉

    Pozdrawaim, Marcin

    1. $pryt    

      Dokładnie… — …o to samo pytała moja mama – to chyba jakieś rodzinne sugestie – „A on [prom] nie może lądować na wodzie? Przecież te księżycowe Apolla lądowały w oceanie”

      Trzeba przyznać profesorom astronomii, że choć mają olbrzymią wiedzą z tego zakresu, to żadni z nich reporterzy. W tylu miejscach popełniają błędy, gubią wątek. Np., kiedy prom podchodził do lądowania, widać było jak bardzo są rozgrzane dziób i krawędzie skrzydeł.

      Dziennikarka: „Panie profesorze, co oznacza aktualny wygląd promu?”
      Profesor: „Wahadłowiec właśnieyyyy, chyba teraz zapalił swoje światła”

      Chwilę później profesor z zapałem opisywał skomplikowane procedury towarzyszące opuszczaniu przez załogę pokładu promu „(…) między innymi odpowiednie ekipy, układy elektroniczne, systemy chłodzące (…)”.
      Dziennikarka: „W jaki właściwie sposób prom będzie schładzany?”
      Profesor: „On nie potrzebuje schładzania. Sam powoli stygnie i oddaje ciepło…”

      Nie będą tu przytaczał wszystkich błędów. Musiałem mojej rodzinie wielokrotnie prostować niektóre fakty.

    2. Oskar.K    

      Ani tym bardziej ja!!! — Cóż, Columbia nie spaliła sie tak naprawdę w atmosferze, o czym kiedyś już pisałem, tylko roztrzaskana została przez gwałtowny skok przeciażenia po utracie stabilności, o czym już kiedyś pisałem.Wobec tego nawet pewne uszkodzenia powłoki termicznej można było przeżyć, pod warunkiem że nieszcelność powłoki w danym miejscu nie doprowadziłaby np. do odcięcia szkrzydła, jak w przypadku Columbii.A tu… szukanie najdrobniejszych odstępstw od normy byle tylko coś naprawić!

      P.S.A z tym wodowaniem promu… Prom na wodzie lądować może… …pływać już raczej nie;-)

Komentarze są zablokowane.