Trwająca pięćdziesiąt lat misja rakiet Titan dobiegła końca. 19 października, o godzinie 20:05, rakieta wystartowała z Bazy Sił Powietrznych w Vandenberg. Dziesięć minut później, uwalniając satelitę szpiegowskiego National Reconnaissance Office, ostatnia rakieta Titan wypełniła swe zadanie.

19 października o godzinie 20:05 (11:05 czasu lokalnego) miał miejsce ostatni start rakiety Titan. Rakieta wyniosła na orbitę satelitę szpiegowskiego NRO. Kończąc użytkowanie Titana, Amerykanie będą teraz polegać na tańszych w eksploatacji rakietach Atlas i Delta.

Początki programu związane są z projektem dwustopniowej rakiety balistycznej o zasięgu międzykontynentalnym. Pierwszy start Titama 1 miał miejsce w 1959 roku. Następnie w latach sześćdziesiątych rakieta została przeznaczona do wynoszenia astronautów w ramach programu Gemini, a od lat osiemdziesiątych do wynoszenia satelitów różnej wielkości i wagi. Titan wyniósł Vikingi i Voyagery. Ostatnia i najpotężniejsza rakieta serii nosiła numer 4.

Titan pnie się w górę podczas ostatniego startu rakiety z Bazy Vandenberg.

Ostatni start kosztował co najmniej 411 milionów dolarów. To właśnie wysokie koszty i potrzeba modernizacji amerykańskiego przemysłu rakietowego były powodem decyzji o zaprzestaniu korzystania z rakiet Titan i wykorzystaniu rakiet Atlas 5 i Delta 4, które zainaugurowały swe lotu w 2002 roku.Rakiety te uważa się za tańsze w eksploatacji i dające się w większym stopniu dostosować w zależności od wagi konkretnego ładunku.

Autor

Anna Marszałek

Komentarze

  1. easyfly    

    I bardzo dobrze! — Wreszcie ktoś pomyślał!
    Cóż, wykorzystując te przestarzałe technologie ameryka traci bardzo dużo pieniędzy. Jak pomyślę ile wydali $$$ na swój projekt
    zwycięzcy nagrody X http://easyfly.pl/_dzialy.php?file=1&nazwa_dzialu=aero&artek=dzialy/aero/1/1 a ile kosztuje start Titana to żal serce ściska co można było by osiągnąć z wykorzystaniem takiej kasy.

    Pozdrawiam

    _______
    http://fly.easyfly.pl

    1. Michał M.    

      Rzut kamieniem
      > Jak pomyślę ile wydali $$$ na swój projekt
      > zwycięzcy nagrody X
      > http://easyfly.pl/_dzialy.php?file 1&nazwa_dzialu aero&artek
      > dzialy/aero/1/1
      > a ile kosztuje start Titana to żal serce ściska co można było by
      > osiągnąć z wykorzystaniem takiej kasy.

      Wiesz czym różni się lot suborbitalny od orbitalnego? To zupełnie inna technologia, zupełnie inne wymagania energetyczne.

      X-Prize to było jak podrzucenie kamienia do góry, tyle że wysoko. A Titan był w stanie wynieść Cassiniego i skierować go ku Saturnowi. To jak porównanie spaceru z psem do całodziennej wycieczki po wysokich górach.

      Titan jest drogi, ale umie nieporównywalnie więcej. Nie można kosmicznej technologii Titana porównywać z atmosferycznym iks-prajzem 🙂

      1. easyfly    

        Dobrze to ująłeś — Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Nie chcę porównywać „white knighta” z „Titanem”, pragnę tylko zwrócić uwagę, na fakt, że z użyciem nowych technik i technologii można osiągnąć więcej za mniejszą cenę. Ludzie ze Scaled udowodnili, że mała firma może naprawdę dużo.

        Ujmę to tak. Duży może więcej, ale zbyt duży już nie. Z racji mojej pracy zawodowej mam „przyjemność” ogladać jak wielkie koncery tracą potężne pieniądze na wdrażanie tzw. „usprawnień technicznnych” tylko dla tego, że ich wewnęrzna organizacja nie dopuszcza do tego, żeby zostało to zrobione szybciej i taniej.

        Pozdrawiam

        ____
        http://fly.easyfly.pl

        1. Michał M.    

          Prywaciarze, spekulanci i państwowi

          > pragnę tylko zwrócić uwagę, na fakt,
          > że z użyciem nowych technik i technologii można osiągnąć więcej
          > za mniejszą cenę. Ludzie ze Scaled udowodnili, że mała firma może
          > naprawdę dużo.

          Tak. Tylko, że wystrzeliwanie bogatych Amerykanów na orbitę, to nie jest to, czego potrzebuje nasza cywilizacja jeśli chodzi o badania Kosmosu.

          NASA dostaje 15 miliardów rocznie. Znaczną część tej kwoty wyrzuca w błoto na ISS czy STS [moja subiektywna ocena;] ale dużą część tej kwoty wydaje na misje, które coś wnoszą jak Cassini, misje marsjańskie (mogłyby być większe), Stardust, HST, Chandra…

          „Prywaciarz” wydawałby pieniądze tak, żeby samemu zarabiać. Miałby miliard dolarów. Wysłałby w Kosmos więcej kilogramów niż NASA, ale byłyby to kilogramy, które nie nauczyłyby nas niczego nowego o Wszechświecie.

          Jesteśmy na samym starcie podboju Kosmosu. Nie potrafimy transportować wielkich mas na orbitę. Kilogramów nie mogą stanowić grubasy z kasą.

          Trzeba znaleźć konsensus miedzy agencjami państwowymi wydającymi pieniądze podatników bez bezpośrednich zysków finansowych a prywatnymi firmami, z których nauka nie ma bezpośredniego pożytku, ale które mogą stymulować NASA (czy ESA) do rozwijania nowych technik.

          > Ujmę to tak. Duży może więcej, ale zbyt duży już nie. Z racji mojej
          > pracy zawodowej mam „przyjemność” ogladać jak wielkie koncery tracą
          > potężne pieniądze na wdrażanie tzw. „usprawnień technicznnych”
          > tylko dla tego, że ich wewnęrzna organizacja nie dopuszcza do tego,
          > żeby zostało to zrobione szybciej i taniej.

          To prawda, przerost formy nad treścią czasem bywa straszny 🙂

        2. Oskar.K    

          Dodać wypada jescze: — -że NASA musi się niejako zajmować wszystkim, a „prywaciarze” mogą zajmować się czym chcą(a i tak lepiej im nie wychodzi).
          -że NASA musi się przejmować czymś takim jak życie ludzkie.Wydaje dużo na zabezpieczenie i infrastrukturę, to prawda, ale trzeba pamiętać że latanie w kosmos to nadal ryzykowna sprawa.Owszem promy można wysyłać na orbitę o wiele taniej, niż się je wysyła, ale prawdopodobnie powstałby szybko problem braku promów.”Prywaciarz”, niestety, nie do końca zawsze sie tym przejmuje(NASA też nie zawsze).Boję sie że może pójść na skróty…

  2. easyfly    

    Trochę pływamy po temacie 😉 — Pragnę tylko powiedzieć, że dzięki „upowszechnieniu” lotów orbitalnych automatycznie dopracuje się odpowiednie technologie i techniki potrzebne do bezpieczengo wysyłania ładunków na orbitę „nie tylko grubasów z kasą ;)”

    Dzięki temu zyskają na tym wszyscy.

    W tej chwili największym problemem nie jest zrobienie „fajnej” sondy tylko jej transport. Przecież NASA udownodniła już wiele razy że sondy robi wspaniałe tylko te magiczne minuty dzielące ją od startu do finalnej orbity.

    Wierzę w to, że dzięki staraniom takich firm jak Scalled albo Rotary Rockets (i innych o których nie słyszałem 😉 możlwiości wzrosną. Wiele projektów nie ujżało światła dzinnego z tego względu, że koszty poniesione przy ewentualnej „budowie misji” były by zbyt duże w stosunku do ryzyka wybuchu „nośnika” w drodze na orbitę.

    Ktoś tu poruszył kwestię bezpieczeństwa, sugerując że „prywaciaże” nie troszczą się o nie. Myślę, z nic bardziej mylnego! To właśnie bezpieczeństwo lotów może zagwarantowac im zyski, a jeśli chodzi o NASA często bezpieczeństwo zastępowane jest zimną kalkulacją!

    Ave.

    ________
    http://www.easyfly.pl

    1. Oskar.K    

      Małe uzupełnienia

      > Pragnę tylko powiedzieć, że dzięki „upowszechnieniu” lotów
      > orbitalnych automatycznie dopracuje się odpowiednie technologie
      > i techniki potrzebne do bezpieczengo wysyłania ładunków na orbitę
      > „nie tylko grubasów z kasą ;)”

      A nie na odwrót?Czy nadziane grubasy nie mogłyby latać po upowszechnieniu lotów(z całym szacunkiem dla kosmicznych turystów).Podejrzewam że najpierw opracuje się technologie, a dopiero później upowszechni loty.

      > Dzięki temu zyskają na tym wszyscy.

      Oczywiście
      > W tej chwili największym problemem nie jest zrobienie „fajnej”
      > sondy tylko jej transport. Przecież NASA udownodniła już wiele
      > razy że sondy robi wspaniałe tylko te magiczne minuty dzielące ją
      > od startu do finalnej orbity.

      Nie przypominam sobie, by w ostatnich latach NASA straciła jakąś sondę podczas startu(no, może z wyjątkiem Contour).Za to po starcie było trochę gorzej- wspomnieć Polar Landera,Mars Observera i Climate Orbitera.U innych też były straty juz po starcie.

      > Wierzę w to, że dzięki staraniom takich firm jak Scalled albo
      > Rotary Rockets (i innych o których nie słyszałem 😉 możlwiości
      > wzrosną. Wiele projektów nie ujżało światła dzinnego z tego względu,
      > że koszty poniesione przy ewentualnej „budowie misji” były by zbyt
      > duże w stosunku do ryzyka wybuchu „nośnika” w drodze na orbitę.

      Coś tam pewnie wzrosną, ale nie licz na cudotwórstwo.Mało które przedsięwzięcie, a przynajmniej w tej branży, kończy sie od razu bez problemów sukcesem.A oni nie maja tylu środków co panstwowy moloch.
      Moim zdaniem, jeśli chcą sie liczyć powinni połączyć siły i realizować tylko jeden projekt.

      > Ktoś tu poruszył kwestię bezpieczeństwa, sugerując że „prywaciaże”
      > nie troszczą się o nie. Myślę, z nic bardziej mylnego! To właśnie
      > bezpieczeństwo lotów może zagwarantowac im zyski, a jeśli chodzi
      > o NASA często bezpieczeństwo zastępowane jest zimną kalkulacją!

      Nie powiem że aby na pewno się nie troszczą.Zazwyczaj sie troszczą, tylko pamiętajmy- prywaciarze mają o wiel mniejszy budżet od NASA.Nie ciaży na nich polityczny bat, ale mogą przeeksperymentować w swym twórczym zapale.Oczywiscie nie muszą.Mogą jak wileu innych, po krótkim czasie zamknąć sklep.Podobno jakiś milioner ufundował nagrodę za pierwszy prywatny lot orbitalny- 50 milionów USD.Moim zdaniem, patrzać na trudnosci powinien zaoferować kilkakrotnie więcej.

      > Ave.
      >
      > ________
      > http://www.easyfly.pl

  3. muchomorek85    

    .. — titan i moze jest przestarzaly ale to w gruncie rzeczy jedna z najlepszych rakiet jakimi dysponujemy,
    nie mam nic do nowych technologi ale uwazam ze mozemy je dopiero wprowadzac wtedy gdy stworza one cos znacznie lepszego od tego co istnieje,
    to w gruncie rzeczy taka różnica jak miedzy maluchem a Cinquecento, niby jest nowsze ale i tak z maluchem nie ma szans!!!!!!!!

    1. ©Rasz    

      Raport Pelikana — Ej, Muchomor, gdzieś Ty się chował, iż żeś się taki… rozsądny uchował? Czytaj: czemu dotąd nie zaglądałeś na to forum? Bo tu  ca 85% uczestników (no, przynajmniej z tych, co się wypowiadają w tem_temacie ) – to zwolennicy nowoczesności. Nie chcę zbytnio się tu zagłębiać w  ich tok myślenia / argumentowania, zapewne sami to zrobią, no a zasada pozytywna (ZP), którą właśnie… odkryłem, powiada : mów za siebie, i nie wczytuj się zbyt natarczywie, w jakieś domniemania, co do poglądów kontr-dyskutantów.

      Po katastrofie Columbii – przez to forum przetoczyła się lawina dyskusji, z przeważającym tonem: ona już przedtem była złomem (że niby taki rupieć, no i w ogóle). Zerknij w ów stary topic: http://forum.astronet.pl/index.cgi?383 – ha! No tak, to już ponad 30 miesięcy! Jak ten czas leci…

      Podtrzymując swoje ówczesne zdanie co do ”dojrzałości” – dodam jeszcze, iż stary V W „garbus” – a jeździ ich po naszych drogach caaałkiem sporo – jest dla mnie znacznie lepszy, od jakiegoś cud-mobilu, X-4 000 AcL-Si, który właśnie zszedł z desek projektantów. Dlaczego? – bo  jeździ. Ale – zaprotestuje ktoś: – przecież ten X-4 000 AcL-Si też będzie jeździł, I to JAAaaAAK !!
      Hm, zapewne, zapewne. A jeśli nie będzie? No bo – kochani – z tymi samochodami, to nigdy nic nie wiadomo…

      Może warto się tu podeprzeć autorytetem (modne!). Wszak kogo to obchodzić może, co  ja sobie tam w łepetynie składam. Lecz  Richard Feynman, który należał do komisji badającej katastrofę Challengera – stwierdzał, iż bardzo wiele składowych, które przyczyniły się do ogólnego obniżenia niezawodności wahadłowców – wynikało z ich… innowacyjnej, i nazbyt… hm, bo ja wiem? – nazbyt „ambitnej”? – coś takiego właśnie. Konstrukcji, która była zbyt śmiała, nieznana, nowa, przepełniony tysiącami detali – z których niemal każdy – był w zasadzie: prototypem.

      R.P.F. podkreślał, iż całe, rozległe elementy promu – było nowe, nowe, i… nowe (konstrukcyjnie! – nie wspominam o wieku użytkowym). Zaprojektowane niemal od zera, i w oparciu jedynie o wyliczenia teoretyczne, tudzież testy laboratoryjne. Ale – drobiazg! – bez  długiej praktyki eksploatacyjnej… Tudzież – serwisowej. No i z wszelkimi, związanymi z tym procedurami – wziętymi, w zasadzie: z kapelusza…

      Czy owe procedury (głównie: serwisowe), które zawiodły, i które w największym stopniu przyczyniły się do spadku niezawodności składników – czy te procedury były z gruntu złe? – Feynman zaprzecza: one były często nawet zawyżone (sic! ) – ale ogólnie rzecz biorąc, zło leżało w ich arbitralnym, i oderwanym od rzeczywistości – charakterze. Efekt? – często je po prostu ig-no-ro-wa-no! – bo wszyscy wiedzieli, że to tylko pic na wodę – fotomontaż. Tak naprawdę to nawet sami ich autorzy nie byli w stanie powiedzieć, czy dogniatanie korpusu silnika na paliwo stałe, powinno się prowadzić do maksymalnego nacisku 1,5 kN – czy może nawet ośmiu…

      Reasumując spostrzeżenia R.P. Feynmana, należy uznać, iż  Challenger zawiódł, gdyż był zbyt nowoczesny. A nie – na odwrót. Niestety R.P.F. zmarł w ’88-mym, więc jego uwagi wydać się mogą nieadekwatne, w przypadku katastrofy kolejnego promu. Ale… ja tak nie sądzę.
      A czemu w tytule jest „pelikan” – no cóż, dla picu!

      PS.: Wszystkie instytucje biurokratyczne (w tym i… „prywatne” molochy!) – cierpią na przerost formy nad treścią, bizantynizm, i chroniczną niemoc. Za każdego otrzymanego dolara – wykonują pracę („końcową ”) nie przekraczającą 17-tu centów. To udowodnione ma-te-ma-tycz-nie!

Komentarze są zablokowane.