Wydawałoby się, że zobaczywszy zorze polarne na półkuli północnej widziało się wszystko. Wszak ze względu na symetrię zorze w okolicach Antarktydy nie powinny się różnić od kuzynów z Arktyki. Jak się okazuje z najnowszych badań norweskich naukowców – nic bardziej mylnego…

Świetliste zorze powstają na skutek interakcji naładowanych cząsteczek wiatru słonecznego z atomami atmosfery Ziemi. Wiatr słoneczny tworzą głównie elektrony, lecz znajdziemy tam także protony i cięższe cząstki. Zderzenia z cząstkami gazu tworzącego atmosferę prowadzą do uwolnienia pewnej części energii w postaci fotonów – światła. Kolor zielony i czerwony pochodzi głównie ze zderzeń z cząsteczkami tlenu, zaś przykładowo zderzenia ze zjonizowanym azotem i azotem związanym w większych molekułach tworzą różowe i niebieskofioletowe odcienie.

Nikolai Østgaard i Karl Magnus Laundal, obaj z Uniwersytetu Bergen donoszą w najnowszym numerze Nature o różnicach dostrzeżonych pomiędzy północnymi a południowymi zorzami: „Nasze wnioski są sprzeczne z powszechnym mniemaniem odnośnie symetryczności występowania zórz: najjaśniejsze zorze obserwowane są na półkuli północnej latem przed świtem, a na południu zimą po zmierzchu. Asymetrię tą staramy się wyjaśnić obecnością prądów atmosferycznych związanych z porą roku, których jeszcze nikt nie zbadał.

Raport Østgaarda i Laundala opiera się na zdjęciach z kamer umieszczonych w okolicach obydwu ziemskich biegunów geograficznych, i popiera istnienie jak dotąd teoretycznych prądów w atmosferze związanych z orientacją lini pola magnetycznego.

Autor

Krzysztof Suberlak