Obserwacje przy użyciu Bardzo Wielkiego Teleskopu (VLT) potwierdziły hipotezę, że spośród odległych galaktyk obserwowano dotychczas co dziesiątą.

Powszechnie stosowaną techniką służącą do szacowania ilości gwiazd w danym rejonie nieba jest pomiar intensywności linii alfa Lymana – jednej z wielu charakterystycznych długości fal (656 nm) emitowanych przez wodór w gwiazdach. Od pewnego czasu podejrzewano, że metoda ta może dawać zaniżone wyniki.

Potwierdzenie tych obaw przyszło z VLT, gdzie przeprowadzono eksperyment polegający na porównaniu dwóch technik pomiarowych. W jednej z nich, za pomocą kamery FORS z filtrem optycznym o bardzo wąskim paśmie, zmierzono moc linii alfa Lymana; w drugiej – instrumentem HAWK-I dokonano tego samego dla innego pasma, H-alfa (długość fali 122 nm). Królikiem doświadczalnym było głębokie pole galaktyk GOODS-South, wybrane tak, by obserwowane światło pochodziło z obiektów odległych o 10 mld lat świetlnych.

Okazało się, że obserwacje w linii alfa Lymana nie pozwalają na pełne „wejrzenie w głąb” na taką odległość. Znaczna część wyemitowanego światła tej długości jest rozpraszana i pochłaniana przez leżący po drodze pył i gaz międzygwiazdowy. W przypadku linii H-alfa ten efekt nie jest tak silny. Wnioskować można, że na każdą widoczną odległą galaktykę przypada (co najmniej) dziewięć takich, których nie widzimy.

Implikacje tego odkrycia mogą być bardzo istotne, między innymi dla kosmologów, zajmujących się szacowaniem zawartości widzialnej materii we wszechświecie.

Autor

Paweł Laskoś-Grabowski