Jesteśmy przyzwyczajeni do powszechnie panującej opinii, wedle której podbojem przestrzeni kosmicznej interesują się głównie Stany Zjednoczone i Federacja Rosyjska. Wzajemna współpraca dwóch najpotężniejszych mocarstw na świecie pozwoliła już m. in. na stały pobyt człowieka na ziemskiej orbicie i piętnastoletnią działalność Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). NASA i Roskosmos nie tylko każdego roku transportują astronautów na pokład kosmicznej placówki, ale snują również wspólne, dalekosiężne plany eksploracji Układu Słonecznego. Wspólna misja do Wenus pod koniec przyszłej dekady to zaledwie drobna część aktualnie rozwijanych projektów. Jeśli zawirowania polityczne spowodowane przez wewnętrzne problemy Unii Europejskiej nie staną tym działaniom na przeszkodzie, wkrótce powinny zostać rozpoczęte nowe przedsięwzięcia.

Nie próżnują również kraje Azji Wschodniej. Chińska Republika Ludowa oraz Japonia od lat nie ustają w procesie podboju przestrzeni międzyplanetarnej. Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna jako jedyna poza Rosją i USA jest w stanie samodzielnie wysłać swoich ludzi w kosmos bez pomocy z zewnątrz. Do 2022 roku na wysokości około 400 kilometrów wokół Ziemi orbitować będzie Wielomodułowa Stacja Orbitalna stworzona dzięki wysiłkom naukowców i techników z Państwa Środka. Japonia natomiast jako pierwsza dokonała udanego lądowania na planetoidzie – w 2005 roku sonda Hayabusa osiadła na 25143 Itokawa. JAXA (Japońska Agencja Kosmiczna) zamierza wykorzystać technologię tego typu, by w przeciągu kilku lat wysłać sondy na księżyce Marsa: Fobosa i Deimosa.

MMX – Martian Moons eXploration

Wśród natłoku informacji na temat kolejnych kosmicznych sukcesów zapominamy jednak o własnym podwórku. Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) często pozostaje na uboczu. Niesłusznie niedoceniona, mimo iż miała ogromny wkład w większość przedsięwzięć i projektów, za które laury zbierają wspomniane wcześniej państwa, a sama również rozwija odważne i pionierskie przedsięwzięcia.

Niewielu mieszkańców Europy zdaje sobie sprawę co kryje się pod skrótem ESA, a jeszcze mniej, czym ta organizacja naprawdę jest. Prawie każdy słyszał o jednym z poczynionych w ostatnich latach odkryć NASA, wedle którego na Marsie znajduje się woda w stanie ciekłym (co prawda w formie gęstej solanki, o czym często się zapominało przy medialnej nagonce). Wszyscy widzieli słynne już dwuletnie zdjęcia Plutona, wykonane przez sondę New Horizons podczas jej przelotu obok karłowatej planety. Kto jednak słyszał o programie COPERNICUS, powołanym przez ESA w celu monitorowania Ziemi i stworzenia europejskiego systemu satelitarnego? Kto, pomimo sporej kampanii informacyjnej zainteresował się sondą Rosetta, która dzięki staraniom tęgich europejskich umysłów zdołała osadzić lądownik Philae na powierzchni komety 67P/Czuriumov-Gierasimienko? Niewielu obywateli Unii Europejskiej, która w 2012 roku zasiliła ESA kwotą 688 milionów euro jest w stanie wskazać choćby jeden z licznych projektów rozwijanych aktualnie w głównej siedzibie organizacji w Paryżu.

Do Europejskiej Agencji Kosmicznej należy obecnie 21 krajów członkowskich Unii oraz Szwajcaria. Zapewniają one organizacji niezbędne środki finansowe (ponad 3,3 mld euro w 2012 roku). Bez nakładów takich państw jak Niemcy, Francja czy Włochy, nasze europejskie zaplecze kosmiczne nie tylko nie byłoby w stanie się rozwijać, lecz po krótkim czasie po prostu przestałoby istnieć, kładąc przy tym kres marzeniom Europejczyków o kolejnych lotach w kosmos.

Dlaczego zatem ludziom trudno uwierzyć, że Europa posiada własne programy kosmiczne, często dorównujące swą skalą zachodnim i wschodnim projektom? Kiedy w latach sześćdziesiątych Rosja i USA inwestowały w wyścig kosmiczny coraz większe środki, Europa była wyniszczana przez podziały komunistyczne i kolejne konflikty, które hamowały rozwój polityczny oraz gospodarczy. Nikt nie zawracał sobie wtedy głowy sondami czy rakietami nośnymi. I mimo, iż w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zaszło wiele pozytywnych zmian na naszym kontynencie, zainteresowanie społeczne kosmosem nadal pozostaje rażąco niskie. Bezustanne zawirowania polityczne, kłótnie, kolejne ustalenia, referenda i inne Brexity. Sytuacja Europy nie jest w żadnym razie stabilna, zwłaszcza teraz, gdy Unii grozi rozpad, jej kraje są zalewane przez kolejne fale uchodźców, a za wschodnią granicą Polski trwa wojna domowa. Kto by pomyślał, że w takich czasach powinno się pompować finanse w działania agencji kosmicznej, z której istnienia niewiele osób zdaje sobie sprawę?

JWST przygotowywany we współpracy z NASA i CSA.

Problem wynika również z naszej europejskiej mentalności, która dalece różni się od tej, reprezentowanej przez np. Amerykanów. Europa najbardziej ucierpiała na skutek licznych tragicznych wydarzeń XX wieku. Dwie wojny światowe, ruchy nazistowskie i komunistyczne oraz liczne przewroty skutecznie zasiały strach w sercach Europejczyków, którzy zaczęli dbać głównie o „tu i teraz” i woleli skupić się raczej na polepszeniu swej sytuacji. Organizowanie lotów w kosmos wymaga osób zdolnych do snucia bezpodstawnych marzeń, chętnych do przełamywania kolejnych barier naukowych i odkrywania  tajemnic wszechświata, a nie skupionych wyłącznie na chęci zysku. Niestety, przez wiele lat takich osób w Europie brakowało, podobnie jak środków i chęci do realizowania tak dużych projektów.

SOLAR ORBITER – 2018

Faktem pozostaje również, że ESA nie jest organizacją przyporządkowaną do jednego państwa. Jej sukcesy (oraz ewentualne porażki) mogą, a nawet powinny być przypisywane każdemu z należących do niej państw. Żadne z nich nie może jednak w pełni przypisać sobie zasług Agencji, które z roku na rok stają się coraz większe. Tą chwałą trzeba się podzielić, a żaden rząd nie zrobi tego zbyt chętnie.

Mimo braku powszechnego zainteresowania swymi działaniami, ESA się nie poddaje. Więcej nawet: plany organizacji zakrawają na coraz większą skalę, dając nadzieję na to, że w niedalekiej przyszłości przewyższą one projekty zagranicznych agencji kosmicznych! Obecnie, poza wspomnianym już programem COPERNICUS w trakcie działania i rozwoju znajdują się m. in.:

  • Program GALILEO, mający być kolejnym europejskim odpowiednikiem nawigacji satelitarnej, który obecnie znajduje się w fazie zaawansowanych przygotowań i testów. Udostępnienie jego usług dla szerszego grona odbiorców ma nastąpić w przeciągu kilku najbliższych lat.
  • Solar Orbiter, czyli kolejna próba zbadania zewnętrznych warstw Słońca, przez wysłanie sondy na odległość 1/5 jednostki astronomicznej.
  • Jupiter Icy Moon Explorer, czyli misja mająca na celu skierowanie sondy ESA w kierunku trzech księżyców Jowisza – Europy, Ganimedesa i Kallisto i poddanie ich badaniom.
  • Misja sondy KEO, która wedle planów za około 50 tys. lat powróci na Ziemię wraz z danymi zabranymi podczas startu, aby dostarczyć mieszkańcom planety informacji na temat ich przodków.

To zaledwie skromna część spośród ogromnej liczby projektów i przedsięwzięć, które ESA już zrealizowała i zamierza zrealizować. Jednak żeby wcielić je w życie, konieczne jest zaangażowanie poszczególnych państw członkowskich, które przez ostatnie kilka lat skrupulatnie ucinały dofinansowanie organizacji. Natomiast żeby rządy tych krajów zdecydowały się na wspieranie poszczególnych projektów, potrzebne jest zaangażowanie i zainteresowanie społeczeństwa.

Czy Europa naprawdę jest w stanie wejść w przemysł kosmiczny? Czy w najbliższej przyszłości będziemy mogli cieszyć się naszym własnym system nawigacji satelitarnej? Czy w dalekich zakątkach Układu Słonecznego zagoszczą nasze nowe sondy, odkrywające kolejne jego tajemnice? A może będziemy w stanie realizować własne misje załogowe? Na Księżyc?! A może nawet na Marsa? Czy to możliwe?! Nie. Nie, jeśli populacja ponad dwudziestu państw, licząca blisko 750 mln osób, nie zechce zaangażować się w te działania. Potrzebne są kampanie informacyjne, reklamy, dotarcie do obywateli Unii, którzy muszą zrozumieć, że ich narody naprawdę mają szansę stworzenia wspólnie czegoś wielkiego, o co warto się starać. Kosmos to piękna i nieodkryta przestrzeń, której eksploracja jest koniecznym i naturalnym elementem ewolucji ludzkości. Nie pozostawiajmy jej jedynie Amerykanom, Rosjanom i krajom azjatyckim!

Autor

Avatar photo
Kamil Serafin

Student Automatyki i Robotyki, członek Klubu Astronomicznego Almukantarat. Zastępca redaktor naczelnej portalu AstroNET w latach 2017-2020.