Pośród pozasłonecznych planet rejestrowano dotychczas tzw. gorące jowisze, czyli planety olbrzymy krążące blisko gwiazdy oraz rzadziej planety neptunowo – uranowe, zwane coraz powszechniej lodowymi olbrzymami. Wszystko wskazuje na to, że teraz jesteśmy świadkami zidentyfikowania pierwszej pozasłonecznej planety z klasy planet ziemskich.

Po trzech latach utrzymywania tajemnicy podczas zbierania obserwacji, zespół obserwatorów ogłosił w poniedziałek 13 czerwca identyfikację planety pozasłonecznej zupełnie nowego typu, krążącej wokół czerwonego karła, gwiazdy Gliese 876 oddalonej o 15 lat świetlnych od nas. Planeta ma najprawdopodobniej masę 7,5 masy Ziemi, jak ogłosili na konferencji prasowej Geoffrey W. Marcy (z University of California, Berkeley), R. Paul Butler (Carnegie Institution of Washington) i czterej współpracownicy. Jest to zatem planeta najbardziej zbliżona do Ziemi, jeśli nie liczyć planet Wolszczana krążących wokół pulsara .

Planeta krąży w odległości zaledwie 0,021 AU od macierzystej gwiazdy, z okresem 46 godzin. Gwiazda byłaby widziana z powierzchni planety jako ognista kula o rozmiarze kątowym aż 12o, czyli byłaby około 24 razy większa od Słońca.

Temperatura panująca na powierzchni planety powinna utrzymywać się w granicach 200o – 400oC. Jeśli planeta ma dość grubą atmosferę gwarantującą odpowiednio wysokie ciśnienie, to są to temperatury niższe od punktu wrzenia wody. Gęsta atmosfera miałaby też wpływ na silny efekt cieplarniany, jednak nie wiadomo czy obiekt w ogóle ją posiada. Planeta może być zarówno goła i skalista, osnuta atmosferą taką, jak ziemska lub nawet wenusjańska, jak i przypominać Urana, czyli składać się z bardzo obfitej atmosfery kryjącej we wnętrzu stałe składniki. Jeśli planeta jest bardziej skalista, wówczas jak się szacuje powinna mieć średnicę równą 1,75 ziemskiej oraz przyspieszenie grawitacyjne równe około 2,5 ziemskiego. Takie przyspieszenie implikuje względnie płaską rzeźbę terenu.

Jak prawie wszystkie obce planety, Gliese 876d (jak ją nazwano) odkryta została metodą prędkości radialnych, czyli poprzez pomiary dopplerowskie. Jednak to nie pierwsza planeta odkryta tą metodą wokół swojej macierzystej gwiazdy. Gliese 876, gwiazda 10 wielkości z gwiazdozbioru Wodnika, typu widmowego M4, o masie 1/3 masy Słońca, posiada jak wiemy dwie większe planety, gorące jowisze o masach 2,5 i 0,8 masy Jowisza. Mają one okresy obiegu 30 i 60 dni.

Dzieląc okresy przez największy wspólny dzielnik widzimy, że te dwa olbrzymy krążą w niskim rezonansie 2:1 co jest bardzo ciekawym zjawiskiem mającym wpływ na stabilizację układu. Właśnie „łapczywe” gromadzenie obserwacji i ich analiza w celu lepszego poznania zjawiska niskiego rezonansu doprowadziło Eugenio J. Riverę (z UC w Santa Cruz) do odkrycia subtelnego sygnału trzeciej planety w układzie.

Zespół odkrywców mający już na swoim koncie 107 planet twierdzi że to najbardziej ekscytujący obiekt, który znaleźli, ponieważ ma masę w przedziale, który zupełnie nie występuje w Układzie Słonecznym. Gliese 876d ma około połowy masy rekordowo lekkiej planety odkrytej poprzednio, która jednak kwalifikuje się jako planeta neptunowa.

Odkrycie samego obiektu przesłoniło inne ważne odkrycie. Po raz pierwszy na podstawie zaburzeń w układzie rozważanych dwu planet udało się oszacować brakujący w metodzie prędkości radialnych element, a mianowicie inklinację, czyli kąt nachylenia orbity, który wynosi około 50o. Pozwoliło to wreszcie na dokładniejsze i wiarygodniejsze wyznaczenie masy obiektu, przy założeniu, że krąży w tej samej płaszczyźnie, co planety olbrzymy.

Najlepsze spektrografy dają w pomiarze prędkości radialnych dokładność rzędu od 3 do 1 m/s i do tej dolnej granicy udało się właśnie zejść odkrywcom, co pozwoliło na wykrycie sygnału od ziemskiej planety. Z taką dokładnością da się wykrywać nawet planety o masach mniejszych od Ziemi, jeśli krążą wokół małych gwiazd. Jak mówi Lissauer „planeta, którą dziś prezentujemy zdaje się być najbardziej podobna do Ziemi wśród wszystkich dotychczas odkrytych, ale raczej nie zachowa tego statusu na długo„.

Wykresy prezentują krzywe prędkości radialnych dla układu planetarnego gwiazdy Gliese 876. Patrząc od góry widzimy wykresy dla coraz dalszych planet, pierszy (góra) jest wykresem dla planety ziemskiej. Punkty przedstawiają obserwacje z różnych lat (zależnie od koloru), zaś czarna linia ciągła to model teoretyczny. Dla drugiej planety (środek) prosty model nieuwzględniający zaburzeń grawitacyjnych od pierwszej (dół) jest niewystarczający, czyli linia nie pokrywa się z punktami.

Autor

Leszek Błaszczyk

Komentarze

  1. Czepia się jak rzep psiego łogona ;)    

    Więcej poligonów Bracie… — Do autora grafiki (Kimkolwiek jest i Gdziekolwiek jest)
    =======================================================

    Niezły jest ten Ray pozasłonecznej „planety” – widzę że zastosowano Bump Mapping oraz efekt Glow (lub podobny) symulujący atmosferę oraz kilka innych sztuczek 3D…

    Jedynym minusem Raya jest to, że przy takim dużym obrazku – 3000x2400px widoczne są nieco „kanty” obiektu. To normalne zjawisko, gdyż kula w rzeczywistości jest tu bryłą składającą się ze sporej liczby „trójkątów” – tzw. poligonów. Wraz ze wzrastającą ilością poligonów, bryła ma coraz bardziej „idealny” kształt. Zatem im więcej poligonów, tym lepiej, a więc…

    …więcej poligonów Bracie…

    A na koniec tak się jeszcze zastananwiam —————

    Ciekawe jakby wyglądałby ten obrazek z innego punktu widzenia – takiego, żeby było widać było też ogromne czerwone „Słońce” tamtejszego układu (oczywście „Słońcem” byłaby czerwona flara)

  2. Czepia się jak rzep psiego łogona ;)    

    Więcej poligonów Bracie… — Do autora grafiki (Kimkolwiek jest i Gdziekolwiek jest)

    Niezły jest ten Ray pozasłonecznej „planety” – widzę że zastosowano Bump Mapping oraz efekt Glow (lub podobny) symulujący atmosferę oraz kilka innych sztuczek 3D…

    Jedynym minusem Raya jest to, że przy takim dużym obrazku – 3000x2400px widoczne są nieco „kanty” obiektu. To normalne zjawisko, gdyż kula w rzeczywistości jest tu bryłą składającą się ze sporej liczby „trójkątów” – tzw. poligonów. Wraz ze wzrastającą ilością poligonów, bryła ma coraz bardziej „idealny” kształt. Zatem im więcej poligonów, tym lepiej, a więc…

    …więcej poligonów Bracie…

    A na koniec tak się jeszcze zastananwiam —————

    Ciekawe jakby wyglądałby ten obrazek z innego punktu widzenia – takiego, żeby było widać było też ogromne czerwone „Słońce” tamtejszego układu (oczywście „Słońcem” byłaby czerwona flara)

    1. Maciek    

      Zniekształcenia na zdjęciu – off topic — Przepraszam, że piszę nie na temat, ale czy mógłby ktoś odpowiedzieć na pytanie dotyczące zniekształceń obrazu z teleskopu, widocznych na zdjęciu w newsie „Astronomowie amatorzy z Kanady obserwują kosmiczny żłobek” o adresie https://news.astronet.pl/news.cgi?4844 ?
      Pytanie dotyczy „krzyży wokół gwiazd” i jest w komentarzach.

      Dziękuję,
      Maciek

      1. Andrzej    

        Zdjęcie… — Krzyże te są z pewnością cieniami elementów utrzymujących zwierciadło wtórne tego teleskopu.

        Przypuszam że powstały dlatego iż gromada M45 składa się z kilku bardzo jasnych gwiazd (od lewej): Atlas z Plejone, Alkione, (i nieco w dół) Merope oraz grupka (od góry) Asterope, Taygete, Maja, Celeno i Elektra…

        …oraz wielu dużo słabszych.

        Chcąc uchwycić te słabsze, zastosowano długi czas naświetlania przez co obrazy najjaśniejszych gwiazd uległy „prześwietleniu” i widoczne są przez to efekty związane z optyką teleskopu…

        Kiedyś widziałem zdjęcie Głębokiego Pola Hubble’a (HST), gdzie wśród słabych galaktyk było też ze 2 czy 3 gwiazdki z naszej Galaktyki – gwiazdy te też były podobnie „prześwietlone” (tyle że te miały nie 2-3 magnitudo jak w Plejadach lecz ok. 20 mag!).

        ——————————————————————

        A propos słabych galaktyk, to na tym zdjęciu mnie akurat „rzuciły na kolana” uchwycone słabe galaktyki na tle Plejad. Przyznam się szczerze, że dotąd nie wiedziałem, że w tej gromadzie można dostrzec odleglejsze obiekty!

        …no cóż, człowiek się uczy całe życie! 😉

        1. Maciek    

          Zdjęcie — Czy to znaczy, że fotografując jasne obiekty (np. Księżyc) z długim czasem naświetlania, na zdjęciach zawsze będą widoczne takie efekty? Myślałem, że optyka teleskopów zwierciadlanych jest tak konstruowana,
          że montaż zwierciadła wtórnego jest „przezroczysty” dla obserwatora,
          i tylko zabiera (zasłania) część siatła docierającego do okularu…

        2. Andrzej    

          Zdjęcie… — W przypadku Księżyca efekt ten nie wystąpi. Na zdjęciu wyjdzie po prostu prześwietlona jego tarcza. Bierze się to stąd, że Księżyc widoczny jest jako rozciągły obiekt.

          Natomiast gwiazdy są punktowymi źródłami światła lecz ich obraz w teleskopie nie jest punktowy! Obrazy gwiazd są tzw. krążkami dyfrakcyjnymi i nie jest to wina optyki lecz jest to właściwość samego światła!

          Poniżej narysowałem przekrój przez krążek dyfrakcyjny, w dużym uproszczeniu (bo na taki pozwala tryb tekstowy).

          ________________…/\…________________

          Obraz gwiazdy nie jest punktowy lecz się nieco rozmazuje. Na schemacie znaczki „/\” to ilustrują. W rzeczywistości linia ta sięga na kilka linii tekstowych w górę (taka jest jasna), ale nie wiem czy przy wysłaniu posta taki „rysunek” by wyszedł prawidłowo (mógłby się „rozsypać”) – więc wolałbym tak nie rysować. Dokoła jasnego obrazu gwiazdy występuje kilka bardzo słabych koncentrycznych pierścieni słabnących aż do tła (na schemacie zaznaczony jest przekrój przez te pierścienie kropkami „…”

          Stąd właśnie pochodzą też te efekty, które uwidaczniają się przy prześwietlonym obrazie gwiazd – tak jak na tym intrygującym zdjęciu M45…

          Zdjęcie to jest dosyć nietypowe (ze względu na bardzo jasne gwiazdy), zwykle przy zdjęciach astro jasności gwiazd i słabszych obiektów (np. mgławic, galaktyk) są „zbliżone” do siebie, więc tego typu efekty będą tylko minimalnie widoczne…

          ====================================================================

          W każdym razie czy jest jakaś rada na „krzyże”? Możliwości są dwie:

          1. Trzeba byłoby zrezygnować z zwierciadełka i patrzeć bezpośrednio w teleskop, co jest bezsenowne, gdyż zasłoniłoby się pole widzenia 😉

          2. Są modele teleskopów, w których zwierciadełko jest przymocowane do specjalnej szklanej płyty korekcyjnej, więc nie musi być trzymane na wspornikach, są to m.in. teleskopy systemu:

          – Maksutowa (np. MTO jest tego systemu)
          – Schmidta

          Z tego co wiem wykonanie takowego systemu w warunkach amatorskich jest o wiele trudniejsze (szlifowanie płyty korekcyjnej to nic innego jak szlifowanie soczewki na dodatek o specjalnym kształcie – niedawno w „Uranii” był artykuł o szlifowaniu „zwykłych” soczewek w warunkach amatorskich – raczej zniechęcający piętrzącymi się trudnościami w porównaniu ze szlifowaniem zwierciadeł)

          Trzeba się więc liczyć z kupieniem gotowego instrumentu (np. firmy Celestron), ale to niestety „trochę” kosztuje…

        3. Maciek    

          Dziękuję za odpowiedź — Teraz mniej więcej wiem już jak to jest. Dziekuję za wyjaśnienia.

  3. NitaJerzy    

    Czy ten Supermerkury jest podobny do Io ? — Skoro owa – skalista najprawdopodobniej – planeta krąży tak blisko gwiazdy, to ta zapewne niezwykle silnie wpływa na płynne wnętrze tego nieznanego globu. Wybuchy wulkanów są tam chyba jeszcze częstsze, silniejsze i bardziej efektowne niż na Io. Szkoda, że możemy się tego tylko domyślać, a nigdy nie będzie nam dane zwyczajnie tego obejrzeć. Może kiedyś nasi potomni będą w stanie wysłać tam jakąś dobrze wyposażoną sondę, aby z kolei ich potomni mogli poznać egzotykę i tajemnice tego, tak niepodobnego do naszego, układu planetarnego. Ciekawe czy orbity egzoplanet krążących tak bliziuteńko swoich gwiazd są trwałe ? Może jeśli gwiazda nie należy do najspokojniejszych to sytuacja ocierającej się niemal o jej piekielną atmosferę planety podobna jest do sytuacji sztucznego satelity Ziemi skazanego na wyhamowanie i spłonięcie w naszej ziemskiej atmosferze. Śpieszmy się więc kochać te gorące planety. Bardzo szybko one być może odchodzą ?

    1. LB    

      Mapa planety jest realna — – Jeśli chodzi o mapowanie w przyszłości obcych planet, to kiedy dorobimy się metod interferometrycznych w dziedzinie optycznej, a pewnie narodzi się to na dobre za jakieś 10 lat, to jest całkiem realne, że będziemy mogli oglądać powierzchnie tych planet. Takie metody stosuje się już od dawna z powodzeniem w dziedzinie radiowej (VLBI).

      – Co do stabilności orbit, to skoro w układzie występuje jak wiemy stabilizujący rezonans 2:1 to układ 3 planet jak się spodziewamy powinien być stabilny.

      Osobiście najbardzie mnie ekscytuje to, że pierwszy raz udało się wyznaczyć brakujący element orbity, czyli inklinację – i to na podstawie metod mechaniki nieba, czyli z zaburzeń w ruchu 2 planet olbrzymów.

      1. leszczu    

        metody interferometryczne — czy mógłbyś napisać coś o tych metodach?

      2. NJ    

        Fascynująca to doprawdy perspektywa ! — Precyzyjne obserwacje i wiarygodna mapa pozasłonecznej, odległej bądź co bądź o kilkanaście lat świetlnych, planety ? Już za 10 lat ? ! To tak fenomenalne, że w pierwszej chwili aż trudno w to uwierzyć. Oby twoje prognozy spełniły się jak najrychlej i jak najpełniej. Będziemy wtedy mogli obserwować najrozmaitsze egzoplanety i ich księżyce. Mając do obserwacji wiele układów planetarnych odkryjemy wiele tworów w rodzaju Wielkiej Czerwonej Plamy na gorących egzojowiszach, ujrzymy zapewne katastrofy w rodzaju spadku komety Shoemaker-Levy czy zderzenia asteroid z ziemiopodobnymi globami w erach wielkich bombardowań w młodych układach. Jeśli te, tak obiecujące, metody interferometryczne w dziedzinie optycznej sprawdzą się, astronomię czeka istne zatrzęsienie fascynujących odkryć. Oby tylko uczeni zdołali otrzymać odpowiednie środki finansowe, a ich teoretyczne koncepcje obserwacyjne sprawdziły się w praktyce. Pozdrawiam.

        1. LB    

          mapy, c.d. — – Może mapy nie będą osiągalne za 10 lat, ale myślę, że mniej więcej tyle czasu potrzeba, aby astrometria i interferometria na dobre zaczęła się rozwijać. Na razie działa na Ziemi VLTI i dwa „Kecki” sprzężone w interferometr. Istnieje projekt OHANA, który będzie polegał na syntezie apertury wszystkich teleskopów znajdujących się na Mauna Kea. Maksymalna baza będzie wynosiła 800m. Jeśli chodzi o takie projekty instrumentów na orbicie okołoziemskiej to planowany jest europejski „Darwin” (ESA) i amerykański „Terrestial Planet Finder” (NASA).

          Tak więc tytułem uściślenia – otrzymanie pierwszych map planet zajmie pewnie znacznie więcej czasu niż samo dorobienie się odpowiednich metod, ale jest to w przyszłości osiągalne i na pewno bedzie na to wielkie „ciśnienie” ze strony naukowców.

        2. bubu    

          „Terrestial Planet Finder” — „Terrestial Planet Finder” niestety jest już nieaktualny. Padł ofiarą planów przygotowań do misji załogowej na marsa. Może ESA nie zrezygnuje ze swoich planów odnośnie Darwina?

        3. LB    

          🙁 — Szkoda… myslę, że byłoby równie jesli nie bardziej rozwojowe dla nauki niż lot na Marsa. Ale niestety wiedzą to tylko miłośnicy astronomii i zawodowcy, zaś badania kosmiczne tez podlegają prawom komercji. – To trochę dobrze, a trochę źle…

        4. Bubu    

          Prawom komercji? — Prawom komercji? Raczej prawom polityki, zimnych wojen, gwiezdnych wojen itp.

        5. LB    

          prawa komercji — – Owszem, prawom komercji też. Między innymi dlatego mógł zaistnieć program SETI, który sam z siebie ma charakter „naukawy”, ale sprzyja edukacji stricte naukowej oraz propagowaniu wiedzy (SETI@home).

          Nie postrzegam komercjalizacji nauki jako coś z gruntu złego, o ile nie jest nastawiona na bezrozumne „trzepanie kasy” i inwestowanie tylko w te dziedziny, które dają gwarantowany dochód (np. – nikogo nie obrażając – badania medyczne).

        6. NJ    

          Czy nie byłoby czymś pożytecznym nadawanie nazw egzoplanetom w sposób skomercjalizowany ? — Na wstępie dziękuję za rzeczowe uściślenia. Co do przewidywanego ciśnienia wywieranego przez środowiska naukowe, to chyba nawet bardzo wysokie może – w obecnej skomplikowanej sytuacji – okazać się dalece niewystarczające. USA prowadzą teraz wyjątkowo kosztowne wojny. Ich budżet obronny – nawet biorąc pod uwagę pełną zasadność psychologicznego szoku i skali poźniejszej kontrakcji po atakach na WTC, jest najzwyczajniej skrajnie przesadnie rozdęty. Gdy jeden kraj wydaje na zbrojenia tyle lub niemal tyle co pozostałe prawie 200 państw to, jak by tego nie usprawiedliwiał, nie jest to zdrowe zjawisko. Jest to chore zwłaszcza w sytuacji kontynuowania wojen i popadania z tej przyczyny w duży budżetowy deficyt. W dodatku związane z tym deficytem obligacje wykupują głównie Chiny – rosnący w siłę przyszły konkurent Ameryki. Ponadto Amerykanie oprócz wojen już zaczętych i kontynuowanych robią wrażenie przygotowywania się do następnych – jeszcze kosztowniejszych, o czym zdaje się świadczyć niedawne rozpoczęcie publicznej dyskusji o najlepszym sposobie prowadzenia ewentualnych działań wojennych w Korei. Wszystko to w pewnym momencie może bardzo źle się skończyć. Wskutek tego, najpiękniejsze nawet i najbardziej obiecujące programy astronomiczne i astronautyczne, mogą niestety paść ofiarą drastycznych cięć budżetowych. Możemy nie tylko nie mieć Terrestial Planet Finder, ale też nie powrócić do realizacji idei dalekich załogowych lotów kosmicznych. Astrofizycy musieliby przekonać polityków, że wyniki ich badań szybko mogą przełożyć się na konkretne techniczne zastosowania militarne pomocne w skutecznym powstrzymywaniu od wrogich działań – zarówno nieprzyjazne Zachodowi państwa – jak i organizacje terrorystyczne. Mam taką cichą nadzieję, że właśnie astrofizycy mogą tu mieć coś konkretnego do powiedzenia i może nawet do zaoferowania. Obserwują przecież, a potem rozpracowywują naukowo – przy pomocy wyjątkowo wyrafinowanych metod – zjawiska obfitujące w ilości energii mogące bardzo mocno pobudzić wyobraźnię specjalistów od obronności. W inny sposób świat nauki chyba nie przekona świata polityki do swoich racji. Politycy powiedzą: przecież macie już swoje ciastko – obietnice lotów załogowych na Księżyc i Marsa oraz naprawy HST. Chcecie zjeść ciastko i mieć je nadal ? – takie podszyte ironią argumenty na pewno padną i będą bardzo trudne do odparcia. W związku z tym uważam, że uczeni powinni mieć plan długofalowych działań mogących zmienić choćby częściowo ich nie najmocniejszą obecnie pozycję wobec rozdzielających publiczne pieniądze decydentów. W moim pojęciu uczeni powinni powinni bardzo dużo wysiłku włożyć w możliwie jak najprzystępniejsze popularyzowanie astronomii, możliwie jak najszersze wprowadzenie jej do szkolnych programów. Astronomia to przecież naprawdę fascynująca i działająca zwłaszcza na młode umysły przeogromna przestrzeń wielkich współczesnych ludzkich dokonań. Jeśli zdołamy doprowadzić do sytuacji, że znacznie większy niż obecnie procent ludzi stanie się miłośnikami tajemniczych dalekich lecz realnie istniejących światów, to najprawdopodobniej wtedy owo ciśnienie świata nauki na świat polityki będzie znacznie większe, bo wsparte zostanie – co decydentom wykażą sondaże – przez znaczącą część ogółu społeczeństwa. Podejrzewam, że w demokratycznym szanującym zdanie opini publicznej państwie ilość środków finansowych przeznaczonych na programy badania przestrzeni będzie wprost proporcjonalna do liczby osób deklarujących daleko idące zainteresowanie astronomią. Żyjemy obecnie w czasach dominacji gospodarczego liberalizmu. Liberalni ekonomiści postulują we wszystkich dziedzinach zmniejszenie roli państwa. Tak więc i finansowane z budżetu amerykańskiego państwa programy obserwacji Kosmosu mogą zostać okrojone z przyczyn czysto ideologicznych. W związku z tym i astronomowie mogą zostać w pewnym momencie zmuszeni do poszukiwania pieniędzy na tak przełomowe misje jak Terrestial Planet Finder nie tylko w budżecie państwowym. Mam w związku z tym pewien praktyczny pomysł. Uzasadnione otóż wydaje mi się domniemanie, że tak jak są na tym świecie ludzie chcący lecieć za bardzo duże pieniądze na orbitę okołoziemską w charakterze kosmicznego turysty, tak też znaleźliby się pewnie tacy, którzy zapłaciliby znacznie mniejsze, ale i tak sensowne pieniądze za prawo dość swobodnego wybrania powszechnie obowiązującej potem nazwy pozasłonecznej planety. W tej chwili znamy takich globów około 150. W przyszłości egzoplanet odkryjemy znacznie, znacznie więcej. Przecież Galaktyka to setki miliardów gwiazd, a o niektórych z nich już wiemy, że podróżują w przestrzeni w towarzystwie nie jednej, a paru dużych planet. Myślę, że realizacja takiego właśnie pomysłu, oprócz ewentualnych korzyści finansowych, przyniosłaby znalezienie dużo bardziej interesujących i przyciągających uwagę nazw dla egzoplanet (a może i nie nazwanych do tej pory gwiazd ?) niż tak mało mówiące laikom i tak bardzo do siebie podobne cyfrowo – literowe nazwy katalogowe. To mogłoby przybliżyć bardziej astronomię, jej osiągnięcia, wzniosłe dążenia i trudne problemy szerszemu społecznemu gronu. Myślę też, że możliwość nazwania nowoodkrytych egzoplanet, konsekwentne poszanowanie nadanej w ten sposób nazwy przez Międzynarodową Unię Astronomiczną i używanie jej potem w mediach oraz opracowaniach etc. sprawiałaby niemałą satysfakcję nazwodawcy – zwłaszcza gdyby już wcześniej pasjonował się sprawami nieba. Przecież w ten sposób zaznaczyłby swój niewielki bo niewielki, ale osobisty ślad w historii astronomii. Być może niejeden zasobny w środki finansowe miłośnik astronomii dokonałby kilkakrotnego zakupu tego typu prawa i wspomógł tym samym ambitne i pożyteczne kosmiczne misje. Oczywiście ów potencjalny astronazwodawca, aby nie odbierał astronomii rangi poważnej nauki, nie mógłby nazywać interesujących go obiektów w sposób zupełnie dowolny np. nazwiskiem jakiegoś zwalczającego poglądy naukowe szarlatana czy też np. ukochaną częścią ciała ukochanej osoby. Należałoby stworzyć w tym celu jakieś sensowne ramy kodeksowe, aby nie tłumić pomysłowości nazwodawców, ale też nie pozwolić na ośmieszenie tego typu przedsięwzięć. Szczególna ostrożność wskazana byłaby zwłaszcza przy wykorzystywaniu w atronazewnictwie postaci ze świata polityki. Jakiś polityk mógłby bowiem wykupić prawo nazwania jakiegoś obiektu z gatunku podkarłów nazwiskiem swojego politycznego rywala. Kampanie przedwyborcze dzięki temu mogłyby być nawet o całe niebo barwniejsze. Z drugiej jednak strony gdyby jeden dyktator dysponujący bmr potraktował w ten sposób drugiego dyktatora też dysponującego takim arsenałem, to choć niewątpliwie mielibyśmy do czynienia z błaznami sprawy mogłyby potoczyć się w mało śmiesznym kierunku. No, ale widzę, że mimochodem ze świata astronomii zapędziłem się w znacznie mniej poważny świat politycznej satyry. Wracając więc do meritum i reasumując: Wydaje mi się, że doprowadzenie do jak najszybszego uruchomienia uchodzących za przełomowe systemów obserwowania pobliskich gwiazd i ich otoczenia metodami interferometrycznymi w dziedzinie optycznej jest sprawą na tyle ważną dla współczesnej nauki iż usprawiedliwia podjęcie wszelkich działań, nawet takich, które potem trzeba tłumaczyć frazą „cel uświęca środki”. A Wy Szanowni Astronetowi Forumowicze co o tym sądzicie ?
          Może macie ciekawsze i znacznie sensowniejsze pomysły od tego powyżej – w sposób przyznaję zbyt przydługi – zaprezentowanego ? Bardzo chętnie o nich przeczytam.

  4. Oskar.K    

    Opłacalność biznesu — Co do praw komercji- NASA jest instytucją publiczną i funkcjonuje tak jak po instytucji publicznej można się spodziewać… Generalnie NASA składa zamówienia na sondy, które sama(bądź z pomocą/szkodą Lockeed Martina czy Boeinga, który produkuje sprzęt) wystrzeliwuje i obsługuje(jak np. teleskop Hubble’a).Gdzie tu widać komercję, jakis handel? Poza tym, czy jakaś szanująca się firma potrafiła tak marnować pieniądze w niedokończone projekty(patrz choćby Venture Star). Trudno tu mówić o jakiejś komercji, raczej o żebraniu każdego centa od Kongresu, w którym zasiadają homo politicus. O obyczajach(i poziomie rozsądku) tego gatunku nie chce mi się mówić…

    1. LB    

      opłacalność — – Komercja, niekomercja, jak zwał, tak zwał. Wspomniałeś o homo politicus i o to mniej więcej mi właśnie chodzi. Amerykanie wolą wysłać na Marsa paru śmiałków, bo z tym się wiąże szeroko pojęty „wzrost konsumpcji” – opłacalne jest to co da się łatwo i masowo sprzedać. Za inwestycją publiczną idą media, koka-kola w kubku w kształcie Czerwonej Planety, „Happy Meal” w Mak Donaldzie z „makzestawem” w kształcie pierwszej załogi marsjańskiej, batoniki „Mars” w nowej formule, oraz bardziej zmyślne sposoby napędzania PKB w USA – „Młody Człowieku! Studiuj nauki ścisłe, przykładaj sie do matematyki, zainteresuj sie naukami inżynieryjnymi!” – parafrazuję tylko słowa prezydenta Busha (oczywiście bardzo sensowne, bo uczyć się „zdrowych” nauk, także humanistycznych, na pewno warto).

      W tym wszystkim tylko mi żal przedwczesnie zmarłej misji „Terrestial Planet Finder” bo sądzę, że przyniosłaby nauce więcej niż wysłanie paru chłopów i kobitek na Czerwony Glob. Równie dobrze można badac Marsa przez następne X lat przy pomocy łazików, które nie wiadomo czemu (cholera jasna) nie chcą się zepsuć. Oczywiście nie jestem przeciwny lotom załogowym na Marsa, trzeba tylko senswonie ustalić priorytety różnych misji.

      Podsumowując – cele róznych dziedzin ludzkiej aktywności bywają jawnie sprzeczne – tutaj cele nauki z celami gospodarki. Lot na Marsa, będzie spektakularny i w szerokim pojeciu dochodowy. TPF na pewno nie aż tak, dlatego musiał umrzeć. To własnie rozumiem w słowie „komercja”, które być moze odbiega od słownikowych definicji.

      1. Oskar.K    

        BigMars

        > – Komercja, niekomercja, jak zwał, tak zwał. Wspomniałeś o homo
        > politicus i o to mniej więcej mi właśnie chodzi. Amerykanie wolą
        > wysłać na Marsa paru śmiałków, bo z tym się wiąże szeroko pojęty
        > „wzrost konsumpcji” – opłacalne jest to co da się łatwo i masowo
        > sprzedać. Za inwestycją publiczną idą media, koka-kola w kubku
        > w kształcie Czerwonej Planety, „Happy Meal” w Mak Donaldzie z
        > „makzestawem” w kształcie pierwszej załogi marsjańskiej, batoniki
        > „Mars” w nowej formule, oraz bardziej zmyślne sposoby napędzania PKB
        > w USA – „Młody Człowieku! Studiuj nauki ścisłe, przykładaj sie do
        > matematyki, zainteresuj sie naukami inżynieryjnymi!” – parafrazuję
        > tylko słowa prezydenta Busha (oczywiście bardzo sensowne, bo uczyć
        > się „zdrowych” nauk, także humanistycznych, na pewno warto).
        >
        > W tym wszystkim tylko mi żal przedwczesnie zmarłej misji „Terrestial
        > Planet Finder” bo sądzę, że przyniosłaby nauce więcej niż wysłanie
        > paru chłopów i kobitek na Czerwony Glob. Równie dobrze można badac
        > Marsa przez następne X lat przy pomocy łazików, które nie wiadomo
        > czemu (cholera jasna) nie chcą się zepsuć. Oczywiście nie jestem
        > przeciwny lotom załogowym na Marsa, trzeba tylko senswonie ustalić
        > priorytety różnych misji.
        >
        > Podsumowując – cele róznych dziedzin ludzkiej aktywności bywają
        > jawnie sprzeczne – tutaj cele nauki z celami gospodarki. Lot na
        > Marsa, będzie spektakularny i w szerokim pojeciu dochodowy. TPF na
        > pewno nie aż tak, dlatego musiał umrzeć. To własnie rozumiem w słowie
        > „komercja”, które być moze odbiega od słownikowych definicji.

        Czy mam przez to uważać że Amerykanie lecą na Marsa tylko po to by sprzedać MarsMaca w McDonalds? Nie mają tańszych sposobów na napędzanie dochodów fast foodów (jak na przykład nakręcenie hitu s-f w Hollywood i późniejsze sprzedanie sztuki w McDonaldsie)?
        Poza tym trudno porównywać misję marsjańską z badaniem planet pozasłonecznych- i to jest ważne i to. Problem polega na tym że nbie można równocześnie sfinansować obydwu, jedno szkodzi drugiemu. Amerykanie uznali że misja na Marsa jest w tej chwili priorytetem, wyznaczeniem możliwości astronautyki.I o to chodzi, bo astronautyka zajmuje się docieraniem do ciał niebieskich, a astronomia ich badaniem. I do tego celu została powołana NASA

      2. wulczer    

        uncle Sam needs you
        > „Młody Człowieku! Studiuj nauki ścisłe, przykładaj sie do
        > matematyki, zainteresuj sie naukami inżynieryjnymi!”

        A ze duza szanse na dostanie fuchy astronauty maja piloci wojskowych odrzutowcow, zmienia sie tez hasla propagandowe.
        Teraz zamiast oslawionego „Join the Army, see the world” bedzie znacznie chwytliwsze „Join the Army, see the worlds!”.

  5. leszczu    

    wątpię… — wydaje mi się, że loty kosmiczne nie mająnic wspólnego z napędzaniem kasy dla fast foodów. to własnie fast foody wykorzystują tylko pewne sytuacje i na nich zarabiają, a ze lot kosmiczny to nie lada gratka dla mozgów od marketingu to multikorporacje wiedzą jak omamic obywatela… jednak nie widzę, aby firmy typu nasa podchodziły pod mcdonalds…

  6. Oskar.K    

    Śmierdzące odpady — W ten sposób można nazwać planety pozasłoneczne które dotychczas odkrywamy.Jest tak ponieważ nasza technologia potrafi odkryć tylko takie układy.
    Jak wiadomo, siła grawitacji jest odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości między ciałami, a prędkość orbitującego ciała odwrotnie proporcjonalna do pierwiastka z odległości; im dalej tym wolniej ciało się porusza, w tym przypadku gwiazda wokół środka ciężkości. Nic dziwnego że odkrywamy planety poruszające się ekstremalnie blisko swych gwiazd, bądź przynajmniej na taką odległość się zbliżające.Zresztą teleskopy o średnicy większej od 6 m mamy dopiero od kilkunastu lat, potrzeba jeszcze kilku lat by zaczęły odkrywać „normalne” układy, wktórych jowisze okrążają swoje gwiazd w ciągu kilkunastu lat.

    1. LB    

      odpady? — – No! Ja bym do tych odpadów w taki lekceważący sposób nie podchodził. Setki lat zajęło ludziom wypracowanie takich technik, które pozwalają na znalezienie planet już w tej chwili o masie rzędu Ziemi. Nie wolno deprecjonować dorobku naukowego ludzi, którzy zajmują się szukaniem planet i w ciągu około 10 lat znaleźli ich ponad 150. Czy zajmowałeś się może analizą obserwacji? Zdajesz sobie sprawę ile problemów napotyka się zanim wyciągnie się z obserwacji to co jest najcenniejsze?

      To co tu uczeni zaprezentowali, to są pomiary prędkości rzędu 1 m/s na sekundę, wiesz co to znaczy? To znaczy tyle, że jesteśmy w stanie zauważyć pieszego jeśliby się przechadzał po nieruchomym względem nas obiekcie i wystarczająco mocno świecił.

      1. Oskar.K    

        Co to są odpady

        > – No! Ja bym do tych odpadów w taki lekceważący sposób nie
        > podchodził. Setki lat zajęło ludziom wypracowanie takich technik,
        > które pozwalają na znalezienie planet już w tej chwili o masie rzędu
        > Ziemi. Nie wolno deprecjonować dorobku naukowego ludzi, którzy
        > zajmują się szukaniem planet i w ciągu około 10 lat znaleźli ich
        > ponad 150. Czy zajmowałeś się może analizą obserwacji? Zdajesz sobie
        > sprawę ile problemów napotyka się zanim wyciągnie się z obserwacji
        > to co jest najcenniejsze?
        >
        > To co tu uczeni zaprezentowali, to są pomiary prędkości rzędu 1
        > m/s na sekundę, wiesz co to znaczy? To znaczy tyle, że jesteśmy
        > w stanie zauważyć pieszego jeśliby się przechadzał po nieruchomym
        > względem nas obiekcie i wystarczająco mocno świecił.

        Nie mam najmniejszego zamiaru lekceważyć tych odkryć, wprost przeciwnie podziwiam te odkrycia, dziesieciolecia czekano na odkrycie planet pozasłonecznych.
        Chcę po prostu powiedzieć, że te planety to „odpady” procesów planetotwórczych, które z takich czy innych powodów, zbliżyły się do swoich gwiazd, przez co są nietypowe. A że „śmierdzą” to możemy je stosunkowo łatwo znaleźć, po prostu mocno kołyszą swoimi gwiazdami.W tym sensie można je nazwać „śmierdzącymi odpadami”, po prostu nie pasują do wiekszości planet, jakie spodziewamy się odkryć we Wszechświecie. Jednak takich planet jeszcze nie odkryliśmy, chodź mozemy je nawet przy dzisiejszej technice odkryć, trzeba tylko cierpliwie czekać aż zakonczą swój obieg wokół macierzystych gwiazd.
        Oczywiście moje hipotezy mogą okazać się mylne.Większość astronomów ma zapewne nadzieję że nie.

        1. LB    

          odpady c.d. — OK. Jasne że chcialibyśmy znaleźć coś a la Ziemia, albo Merkury i w dodatku z satelitą 😉 Na pewno jest tego sporo. Ale metodą prędkości radialnych (V_r) to jest nieosiągalne. Nawet nie chodzi tu o to, że musimy poczekać aż planeta obiegnie gwiazdę. To nic nie da, bo nie ma wpływu na V_r. To co jest potrzebne to rozwój metod astrometrycznych i interferometrii (patrz pare postów wyżej).

          Właśnie wszystko sie o to rozbija, że ciągle używa się głównie metody V_r, która jest ograniczona z kilku powodów:

          – potrzeba V_r > od około 1 m/s (widzimy więc tylko dostatecznie bliskie gwiazd i masywne planety)

          – nie daje informacji o nachyleniu orbity

          – nie daje tez informacji o względnych nachyleniach orbit planet, jesli ich jest w układzie więcej niż 1

          Tak więc czekamy na rozwój technik obserwacyjnych w międzyczasie szukając „komfortowych” układów tranzytowych, czyli igieł w stogu siana 😉 (które jednak dadzą się czasem znaleźć).

          Pozdrawiam

Komentarze są zablokowane.